Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Ojciec i syn

Był rok 1946. Echa ponurej wojennej zawieruchy dawno minęły, jednak tu w Bieszczadach nie było spokojnie. Ciągle wybuchały walki pomiędzy wojskiem a oddziałami UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii). Płonęły chaty, stodoły, stacje, wagony. Mordowano całe wsie. Codziennie słychać było strzały wokół Sanoka a zwłaszcza wokół stacji, przez którą przejeżdżały transporty zaopatrujące oddziały Armii Radzieckiej stacjonujące w Polsce. Stanowiły one łakomy kąsek dla oddziałów wrogich władzy ludowej...
...Okna Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sanoku były ciemne. Minęła północ. W jednym z pokoi zadzwonił telefon. Szef Urzędu major Raczkiewicz niechętnie podniósł słuchawkę. On i jego ludzie byli bardzo zmęczeni ciągłym uganianiem się za bandami.
W słuchawce usłyszał również zmęczony głos dyżurnego ruchu stacji granicznej, który meldował mu o odjeździe transportu dla Armii Radzieckiej. Tym razem załadowano oprócz broni i amunicji, również worki wypełnione pieniędzmi. Był to żołd dla żołnierzy radzieckich. Major zaklął do słuchawki, potarł ręką nieogoloną twarz i usiadł na krześle.
Wywiad donosił, że na ten pociąg oddział UPA pod dowództwem "Łupaszki" ma dokonać napadu. Sięgnął po słuchawkę i wykręcił numer oficera dyżurnego. Prawie natychmiast zgłosił się porucznik Turski.
Budź ludzi, jedziemy na akcję! Kierowcy niech zaraz wyprowadzą wozy! -rozkazał. Odłożył słuchawkę i podszedł do okna. Przed nim w ciemnościach leżał Sanok, miasto którego zamierzał bronić. Z zadumy wyrwał go dzwonek telefonu. Podniósł słuchawkę i usłyszał roztrzęsiony głos żony, która powiedziała mu że ich najstarszy syn Marek od tygodnia nie pojawił się w domu. Pytała co ma robić?
Razem z dziećmi pozostała w Warszawie. Chciał ich przywieźć, gdy tylko trochę się uspokoi. Powiedział żeby się nie martwiła, zadzwoni gdy tylko znajdzie wolną chwilę. Tak dawno już ich nie widziałem!-pomyślał.
Odłożył słuchawkę. Nie wiedział, że jest to ich ostatnie spotkanie.
Na podwórzu usłyszał warkot samochodów i głosy żołnierzy. Klnąc i złorzecząc ładowali się na ciężarówki. Musieli zająć stanowiska przed przybyciem pociągu na stację...
...Maszynista transportu specjalnego, po obejrzeniu wiązarów i dolaniu oliwy do smarownic, spojrzał na rząd krytych wagonów. Na dachu każdego z nich było po dwóch wartowników z ręcznymi karabinami maszynowymi.
Co do nich załadowano?-pomyślał. Dostarczono dokumentację, jednak nie pisało w niej, co zawierają wagony. Po około 30 minutach zaświeciło się zielone oko semafora. Pociąg ruszył ku swemu przeznaczeniu. Postój dla naboru wody mieli dopiero w Sanoku...
...Dowódca oddziału UPA "Łupaszko", spał głośno chrapiąc. Odsypiał kilka kolejnych bibek suto zakrapianych alkoholem. Wszedł adiutant "Ryżyj" i zaczął go tarmosić za ramię, próbując obudzić. Po chwili "Łupaszko" siadł na posłaniu i ryknął: Czego?. Adiutant odrzekł, że przybył łącznik z rejonu. Dawaj go tu!-ryknął watażka. Po chwili wszedł blady i przestraszony młodzieniec. Podał grubą i zalakowaną kopertę.
Daj mu jeść!-rzekł do adiutanta i zerwawszy pieczęcie zagłębił się w lekturę rozkazów. W jednym z było o tajemniczym pociągu chronionym przez wartowników. W tym czasie adiutant "Ryżyj" przyniósł chleb i konserwy tzw. tuszonki. W dzbanku parowała czarna kawa. Zasiedli do posiłku. Gdy skończyli, "Łupaszko" powiedział do adiutanta: Budź ludzi, za pół godziny zbiórka oddziału! Idziesz z nami?-zapytał łącznika. Idę!-ten odpowiedział. Dołącz do którejś sotni. -powiedział watażka. Tak jest!-odrzekł łącznik. Wyszli z zadymionej ziemianki na świeże powietrze. Na polanie stały szeregi striłciw(strzelców), uzbrojonych w broń maszynową pochodzenia niemieckiego i radzieckiego. Za pasem mieli niemieckie trzonkowe granaty obronne tzw. tłuczki. Wszyscy byli pijani i krzyczeli: Riezat Lachiw!!!...
...Pociąg łomocząc na rozjazdach wjeżdżał do stacji Sanok. Minąwszy semafor wjazdowy wjechał na tor, gdzie w oddali majaczyła pompa wodna.
Maszynista podjechał ostrożnie pod pompę i zatrzymał pociąg. Pomocnik i palacz wskoczyli na tender, podnieśli klapy i odkręcili zawór pompy. Woda z szumem zaczęła wlewać się do opróżnionego tendra. Na wschodzie poszarzało niebo, wstawał nowy dzień. Wtedy na uliczkach przyległych do stacji rozległy się strzały. Pierwszy zagdakał upowski MG-42, krzesząc pociskami iskry na bruku. Widać było, że strzelec jest mało doświadczonym żołnierzem. Zza wagonów odezwały się radzieckie Diegtariewy. W pewnej chwili parowóz okrył się kłębami pary. To pocisk z rusznicy przeciwpancernej uszkodził kocioł. Skoszeni seriami zostali pomocnik i palacz. Maszynista przeczołgał się do pobliskiego kanału rewizyjnego. Pociągu nie można już było uratować...
...Major Raczkiewicz wyciągnął z kabury pistolet TT i wydał rozkaz: Do ataku! Z pobliskich zarośli i budynków stacyjnych zaczęły strzelać polskie rkm-y i ckm-y typu Maxim. Zdezorientowani upowcy zaczęli się wycofywać. Jednak nie mieli dokąd, byli otoczeni. Pierwszy padł ich watażka "Łupaszko". Reszta widząc śmierć dowódcy, zaczęła rzucać broń na ziemię i podnosić ręce do góry. Biegnący przodem major Raczkiewicz zauważył upowca mierzącego do niego. Tamtemu jednak zaciął się pistolet maszynowy Schmeisser. Major zaczął strzelać do niego ze swego pistoletu. Widział jak tamten pada na trawę z zakrwawioną głową. Major podszedł bliżej, wtedy poznał znajomą sylwetkę syna Marka. Obaj walczyli po przeciwnej stronie barykady. Po zakurzonej twarzy majora zaczęły spływać łzy. Zabiłem własnego syna!-wyszeptał zbielałymi wargami.
Podniósł pistolet do skroni i nacisnął spust. Huknął strzał. Na stygnące ciało chłopca padło ciało jego ojca. Gdy podbiegł porucznik Turski, zobaczył jak na zwłokach młodego upowca leży ciało jego ukochanego dowódcy majora Raczkiewicza. Obaj leżeli w serdecznym, pożegnalnym uścisku. Po sprawdzeniu dokumentów okazało się, że zmarłym upowcem był najstarszy syn majora Raczkiewicza, Marek o którym tyle dobrego słyszał od majora porucznik Turski...
...Oddziały "Łupaszki", "Górala", "Twardego" i inne wkrótce zlikwidowano. W Bieszczadach zapanował spokój. Minęły czasy bratobójczej walki. Na małym wiejskim cmentarzyku, ocienionym wonnymi lipami, leżą we wspólnej mogile przytuleni na wieki do siebie, ojciec i syn.
Zawsze w Święto Zmarłych przed cmentarzem zatrzymuje się samochód. Wysiada z niego starsza pani i podtrzymywana pod ramię przez młodego mężczyznę, porządkują grób i zapalają znicze. Jest to żona i najmłodszy syn majora Raczkiewicza...
...Od tamtych wydarzeń minęło już ponad sześćdziesiąt lat. Pomarli ludzie pamiętający te wydarzenia. Nie przyjeżdża już staruszka ze swym synem. Jednak na grobie ojca i syna wciąż płoną znicze i stoją świeże kwiaty. Kto się opiekuje grobem nie wiadomo. Nigdy nikogo tam nie widziano. Może to miłość ojcowska, silniejsza od śmierci opiekuje się grobem? Kto to może wiedzieć?...


autor: Zbigniew Szałkiewicz
ostatnia modyfikacja: 2010-01-31




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (1):


1. 2009-05-17

Myślę,że w tym opowiadaniu warto zaznaczyć podwójne znaczenie pseudonimu "Łupaszko",gdyż młodzi czytelnicy,nie zawsze znają prawdziwą historię i mogą łatwo pomylić bandziora z pozytywną historycznie postacią dowódcy V Wileńskiej Brygady AK majora Łupaszko.
Podpis: E.B.Jarząbek



komentarze  autor