TU
- Jedziemy…
- Jedziemy… - powtórzyła po sekundzie
- Jeszcze nie…
- Ale Zigi… Jedziemy… - nalegała
Nieco zirytowany nachalnością jej głosu, rzuciłem:
- Nie jedziemy… Jak mam jechać? Wciąż jest czerwone światło…
- Ale Zigi...
Spojrzałem srogo…
- … do tyłu jedziemy… - wyszeptała potulnym tonem
W ułamku sekundy dotarło do mnie, że stoimy przecież na pochyłości, i że w zamyśleniu, nie wiedząc kiedy, zluzowałem nogę na hamulcu.
Toczyliśmy się wolno w tył.
Błyskawiczne dociśniecie pedała uratowało sytuację.
We wstecznym lusterku dojrzałem przerażoną minę dziadka siedzącego w gruchocie tuż za moim tylnym zderzakiem.
TAM
- Miała być już godzinę temu… Gdzie ona jest? – martwiła się Gosia
- Jak długo żyję takiej ulewy jeszcze nie widziałem – zauważył Marek
- W TV przestrzegali że może być ostro – dodał Gabi
- Dzwoniła? – niepokoiła się Gosia
- Tak kochanie, mówiła że się chwilę spóźni – uspokajał Marek
- Może jednak nie przyjdzie – rzucił Gabi
- Przyjdzie… Na pewno przyjdzie, takie jak ona zawsze przychodzą, nie było jeszcze takiego huraganu, który mógłby ją powstrzymać – nie kryjąc antypatii, lodowatym głosem, wtrącił Miro.
GDZIEŚ
Na co dzień łączyła ich praca, a poza nią system wzajemnych przysług i uprzejmości.
Dla przykładu akurat teraz odwozili teściową na lotnisko.
- Wiecie, nauczyłem dziś Michaela nowego słowa, pytał jak powiedzieć: „mobile is working”, to mówię mu: „fon działa”. Na co on pyta jak zaprzeczyć, to mówię: „fon nie działa”
Licytowali anegdoty z pracy i nie tylko
- pewnie nie załapał…
- załapał, co więcej zaczął to stosować do nas…
- jak to?
- a tak to, że robiąc użytek z poznanego wcześniej „ty”, podchodził do Polaków i zagadywał: „ty nie działa”
Droga na lotnisko minęła szybko i na wesoło.
Intensywność wcześniejszych dialogów sprawiła, iż teraz, w drodze powrotnej, nie mieli o czym rozmawiać. Ta cisza w połączeniu z poranną porą i deszczem, stanowiła dragońsko realne niebezpieczeństwo. Kierowca zaczął przysypiać, pasażer drzemał od dłuższej chwili. Zjeżdżali akurat a autostrady. Nie do końca przytomny kierowca… i droga dojazdowa do ronda okazała się za wąska. Olbrzymia prędkość jaką wciąż wskazywał prędkościomierz sprawiła, że na łuku wypadli z drogi. Wstrząs po zderzeniu się kół z krawężnikiem obudził obu. Kierowca trzeźwiejąc natychmiast, mocno złapał obręcz kierownicy, manewrując między filarami wielkich tablic i słupami oświetleniowymi, wpadł na jakiś asfalt. Przelecieli przed dopiero co wjeżdżającymi na skrzyżowanie autami i ryjąc ziemię, zatrzymali się na trawiastej wysepce obok.
MY
- Mieliśmy szczęście, uratował nas ten metr toczenia się do tyłu… - powiedziała Renia
Zigi nic nie odpowiedział, wiedział swoje.
Bo, czasem durne szczegóły i pozorne przypadki decydują o wszystkim.
autor: Gwidon Hefid
ostatnia modyfikacja: 2011-04-08
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (0):