Chrabąszcz z kaszlu do innych ust.
We włosach szeleści, nawet widać;
co dwie klatki jaśniejszy obraz.
Roznosisz oczy w szczegół,
pod płótno, gdzie jest kulka z ciebie.
Na oczy rzucił się skręcony
włos lub więcej drobiazgów,
więc dotknąć ekranu:
Z wanny wstał przechodzień,
bo patrzył na niego różowy okaz,
który z oka był
jakby mógł rozrodzić.
Zerka, całuje rączki;
i przyjemny, przystojny samiec.
Malutka – to o nią chodzi –
ścięgnista jak węch tygrysa.
Czy takie usta smakują?
Wokół nic nie odciśnie,
miękko jak dla siebie.
Z tapety głowa rośnie;
z płaskiego skrzydła,
by nie odlecieć.
Z pokoju żadną miarą.
Od piór z daleka;
niech siwy mech nie idzie za mną
w zgodzie z różową skarpetą.
A oko sprawne; malowane spojrzenie
w starym fotelu, do lustra
tyłem od spowiedzi.
autor: Grzegorz Woźny
Komentarze (0):