Dlaczego nie patrzę chmurom prosto w oczy ?
dlaczego ?
Bo to takie nieroby, grube i dumne są zarazem, powolne. Nie lubię chmur, bo zasłaniają słońce i odcinają mnie od nieskończoności w kosmosie. Nie patrzę chmurom prosto w oczy, bo mnie przyciskają do ziemi, zamykają na niej. Chmury mnie krępują, dlatego nie patrzę im prosto w oczy.
Za to lubię chmury. Są takie skromnie niekolorowe. Zawieszone jak meduzy w słonej wodzie. Lubię chmury, bo z nich deszcz sika i robi kałuże. Leją deszczem w biedną ziemię, głęboko w nią wnika, radość jej przynosi, by mogła moknąć, podtrzymać życie zielone i napełnić zbiorniki,. dać radość płetwonurkom i pokrzywom…jeszcze większą rozbawionym wróblom na mokrym chodniku.
A ile z nią muszą namęczyć się hydraulicy ?...
A ja chmury sobie lubię i tyle. Są takie nijakie i nieokreślone. Stoją leniwe, byczą się jak mopsy na kamiennej plaży, lub mieszają się z chwili na chwilę w dowolnej konfiguracji wirowane wiatrem, na kształt jakby myśli każdego, kto na nie spojrzy.
Lubię chmury, bo nie można ich przedziurawić bolesną strzałą. Przelatuje ona cała i nie zmienia się w czerwoną, a one się z tego nawet nie śmieją.
Lubię chmurzyska bo są nie kolorowe i kolor gaszą na ziemi. Przyciemniają tą jedyną dla nas latarkę co by z ziemi i życia popiołu i kurzu nie zgarniać zbyt często, zbyt szybko.
Lubię chmury, bo jak kurtyna odsłaniają górę nad głową bym mógł zobaczyć wszystkie lata świetlne. Uwielbiam chmury bo nie można się na nich jak po trupach wspiąć do kariery i nie można im odebrać natury, nogi podłożyć albo wbić widelec w kolano. Nie płaczą i są w zmianie wytrwałe.
One dają wiatrowi ciało.
Lubię chmury bo nie maja ostrych krawędzi i są takie bez pionu i poziomu czyli bez kąta prostego tak nudnego na każdej ścianie, suficie i podłodze. No ich po prostu nie zważę i nie zmierzę. Za to mogę przewieźć na nich moje myśli i pragnienia, które przecież też są myślami… tylko, że takimi z ekonomią. Mają wspaniałą wyobraźnię , albo jej nie mają.
A nie lubię dzisiaj chmur, na prawdę . Uciekają nie wiadomo czy to w bok czy w przód… A do tyłu? …nie ! nie uciekają wcale! W górę w dół.
Nie mam czasu patrzeć chmurom prosto w oczy i nic na to nie poradzę, ja mam po prostu swój zegarek. Ja się skończę kupką pyłu w dzbanie, one trochę się tylko pomieszają, przemieszczą i byczą znowu dalej. One z czasu sobie nic nie robią. A z symetrii i logiki?
Dają im ze swojego źródła, bo nie ma piękna kiedy nie ma ducha.
Lubię chmury, bo nie gonią za kolorem. Kpiąc z niego w każdej chwili będąc nad nim górą i zasłoną.
No dobra a co z tęczą? Czyją ona jest w istocie? Chmur, deszczu a może wiatru, który nie ma z nią nic wspólnego. Tęcza jak panna młoda w ciszy, należy w kolorze tylko do siebie. Jest taka sobie spokojna jak się traci kropla po kropli, osiada jak kurz, zanika jak zapach .
Za to piorun, skutek waśni, szybko pada, znika i milknie jak krzyk i pisk, i wrzask. Z bólem pamiętać trzeba hałas.
Wielka jest cisza i spokój trwania. Ciszy i spokoju towarzyszy tęcza zawieszana po deszczu jak pranie, jak zawieszone życie na pajęczynie czasu.
Ale i tak lubię chmury. Ale dlaczego? A no nie wiem. Lubię je. One mnie wiodą i tworzą we mnie. Chmury ogromne jak bzdury i głupota.
Ale górom patrzę prosto w oczy. Wzrok biegnie po krawędziach i ścianach ku szczytom. Teraz biegnie na sierści muflona i skacze niedokończoną ścieżką. Góra patrzę prosto w oczy, bo nie można ich przesunąć chyba, że wiarą, Są jeszcze bardziej od chmur leniwe, ale trwają.
- Tylko czemu chmurom, prosto w oczy, nie patrzę zgarbiony, ciężarem?
- A no temu, bo one oczu nie mają, jaśnie panie dziadziu - Emilli.
Perth Scotland 2008 September
autor: Zbigniew Gawiński
Komentarze (0):