Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Nie - rzeczywistość

    Szli pomiędzy brzozami. Milczeli, każde zatopione we własnym kosmosie myśli, skojarzeń, wiedzy. Chwilę przedtem on opowiadał jej, jak cudownie byłoby zamieszkać w lesie, żyć i cieszyć się bliskością natury, przyrody. Koegzystować z nią. W pewnym wieku pojawiła się w nim potrzeba własnoręcznego stwarzania rzeczy, potrzeba budowania. Z każdym rokiem była coraz większa. Z nostalgią oglądał filmy Kondratiuka, nieustannie opracowywał nowe projekty, angażując w ich zrealizowanie cały swój wolny czas. W ten sposób w krótkim czasie z interesującego intelektualisty przemienił się w równie, a może nawet bardziej interesującego robotnika fizycznego – artystę ubranego w roboczą odzież i kilkudniowy zarost. Dłonie, w których zamiast książek trzymał teraz narzędzia i materiały, pokryły się twardą skórą i licznymi zadrapaniami.

Opowiadał jej o swoim marzeniu największym, kształtującym się w nim przez wiele lat, mającym źródło nie wiadomo w czym. Czy w tym jak był wychowany? Czy w jego charakterze? Czy w jego zmęczeniu miastem i ludźmi? Czy w tym, z jakimi ludźmi obcował, bądź z jakimi nie obcował? A może w tym jakie książki czytał? Tysiące składników budowały sens jego marzenia. Dla niej ubrał je w słowa, które każdy dobiera inaczej, z charakterystyczną tylko dla siebie logiką i manierą. Ona słyszała każde z jego słów, przechowywała je w pamięci, myślała o nich, idąc. Jej całe życie, doświadczenia, ludzie, nader wszystko ludzie, książki, wciąż te książki, wszechobecne książki, głód wiedzy zderzały się teraz z jego słowami. Ona inaczej niż on je dobierała. Kierowała się właściwą tylko sobie logiką i manierą. Interpretowała sobą.

Mówimy, słuchamy, często zmęczeni mówimy, że słuchamy. A gdy już naprawdę słuchamy, zapewniamy, że rozumiemy, lecz naprawdę rozumieć nie możemy. Oddziela nas nieustannie bariera słów i ich interpretacja, stąd zawsze pozostajemy niezrozumiani, a zatem samotni w swoich marzeniach i dążeniach. Mozaika… Mozaiką jest każdy człowiek. Niektóre elementy mogą nas łączyć, lecz podobieństwo nigdy nie jest na tyle duże, aby dwoje ludzi mogło się porozumieć w sposób czysty, niezanieczyszczony.

Ona lubiła Kondratiuka, ale towarzyszyła jej jednocześnie świadomość, że życie w zgodzie z przyrodą, jej rytmem, z dala od cywilizacji, nie sprowadza się jedynie do retorycznych popisów na świeżo postawionym moście. Poza tym filmy zawdzięczamy cywilizacji, rozwojowi techniki. One współtworzą kulturę. W nich przekazujemy siebie, tworzymy przecież z potrzeby. Później w atawistycznym odruchu pragniemy życia prostego, pozbawionego wygód. Natura, ogień, poszukiwanie pożywienia. Tylko tam, na łonie natury, role kobieca i męska mają rację bytu i oczywiste uzasadnienie. Złudne jest owe współistnienie człowieka z naturą. Wystarczy bowiem krótka wymiana myśli pomiędzy istotami porozumienia z przyrodą pragnącymi, aby poprzez tak nagłe, lecz oczywiste zarazem, objawienie człowieczeństwa zostać wyrwanym naturze i zwróconym prawdziwemu tyranowi, dziecku naszemu, kulturze, od której ucieczki już nie ma.

- Zobacz. Na przykład to drzewo… - powiedziała dotykając białej kory. – Zauważyłeś, że mówiąc „drzewo”, wszystko mnie od niego oddala? Jakaś siła czyni mnie obcą dla tego drzewa, lasu, wszystkich roślin i zwierząt.

- Co ty bredzisz? To brzoza. Możesz jej dotknąć, o nią się oprzeć, a ona może przekazać ci pozytywną energię. – Przekonywał, lecz w niej było tyle niepewności. Jego zapewnienia nie pomagały jej.

- Ale… Czy brzoza wie, że jest brzozą? Przecież ona nie ma o tym pojęcia. To jakiś twór przyrody, który wynurzył się z ziemi, aby piąć się coraz wyżej. „Drzewo”, „brzoza” – wszystko to tylko nazwy, słowa, zbiory liter, głosek, które przez lata osiągały aktualną postać i, które mają pozwolić nam na porozumienie. Lecz to tak ułomne i marne narzędzie. Nawet, gdy próbuję uciec od słów konkretnych, uciekam tylko w inne nazwy i inne zbiory. Cała ta walka rozgrywa się tylko we mnie, ewentualnie pomiędzy ludźmi, lecz cóż z niej dla tego drzewa?

- Przecież nie musisz mówić. Możesz usiąść na trawie i patrzeć na drzewo, słuchać dźwięków lasu, czuć i nic poza tym.

- Czucie… Dlaczego zawsze, gdy kogoś, bądź coś kocham, myślę „kocham”, a nie mogę po prostu czuć i nic poza tym?

Z pewną obsesją rozwijała ten wątek, szukając w tym człowieku, jej towarzyszu, pomocy, ratunku i zapewnienia, że świat jest stabilny i zrozumiały, że panuje w nim porządek i oczywiste reguły. Wystarczy według nich postępować, aby uniknąć chaosu. Rozpaczliwie bała się, że kodeksu nie ma. Z drugiej strony chaosu pragnęła, bo był niemal synonimem wolności. Zatem ta myśl nieustannie powracająca, miała go również przekonać do szarlatańskiej teorii o nie – rzeczywistości.

- Wyobraź sobie obcą cywilizację pozaziemską, która jest diametralnie inna od naszej. – ubierała obsesję w słowa – Nagle dochodzi do konfrontacji. Obserwujemy ich świat, który rządzi się pewnymi zasadami. Zaczynamy je opisywać, badać, zamieniamy ich świat w naukę. Potrafimy zatem zrozumieć mechanizm, lecz nie możemy, nie potrafimy w tym mechanizmie uczestniczyć. Dzieli nas wszystko, w związku z czym nigdy nie dostąpimy zaszczytu bezpośredniości, obcowania czystego, współuczestnictwa.

Dla niej natura była obcą cywilizacją. Las należał do natury, choć samo słowo „natura” już do kultury. Ludzie tworzący, posługujący się językiem nie mają do natury dostępu.

Ona błądziła w labiryncie owych zagadnień, myśli natrętnych i nieznośnych. On utwierdzał się w swoim marzeniu obcowania z naturą, pomimo piętna kultury.


autor: Barbara Elmanowska
ostatnia modyfikacja: 2010-01-30




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to: 5
Ilość głosów: 1

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (5):


5. 2012-04-24

To bardzo cenne, że na Rubikonie pojawił się głos, podnoszący kwestię stylu i warsztatu. Cieszmy się z tego i nie szukajmy przysłowiowej "dziury w całym". Zwłaszcza, że komentarze Pana Błękitnego, umówmy się, po pierwsze były bardzo dobre merytorycznie, po drugie w większości pozytywne i bardzo serdeczne.

 

Nie chciałam wypowiadać się w kwestii poprawności językowej, bo mam wrażenie, że ten argument był tylko narzędziem w zupełnie innej bitwie, ale powiem - błędów nie popełnia tylko ten, kto nie pisze. Stąd istnieją zawody, wymagające niezwykłej wiedzy i cierpliwości, jak np. korektor.

 

Przyznaję, że chciałabym nawiązać, jeśli to możliwe, prywatny kontakt mailowy z Panem Błękitnym.

 

Pozdrawiam


Podpis: Barbara Elmanowska



4. 2012-04-24

Przyjmuję do serca wszystkie uwagi - zarówno te, zawarte w komentarzu ":)", jak i w innych postach kierowanych do mnie na tym portalu.

 

Przechodząc do meritum, zaznaczę, że odnosząc się do poniższej wypowiedzi, muszę przyjąć postawę adwersarza. Choć w tej krótkiej notce nie wyczuwam ani krzty zawiści, to zauważam wyraźną chęć umoralnienia i sprostowania.

 

Do „:)”:

Sam(a) wspomniałeś/aś (ironicznie lub na poważnie), że „też na szczerość mi się zebrało”. To prawda, jednak odważyłbym się rozwinąć tę myśl o dodatkowe stwierdzenie – prócz szczerości łączy nas coś więcej. Użyte przez Ciebie wyrażenie „ale krytyk o Nicku „Błękitny” jest nacechowane negatywnie (przynajmniej w tym konspekcie). Sądzę, że chciałeś/aś moją osobę strącić do nicości; mimowolnie (w inteligentny i niebezpośredni sposób) przekazać, że mnie nie szanujesz. Jeżeli tak było, to zapewniam, że nie tylko wysiliłeś/aś się na szczerość, ale wcieliłeś/aś w moją osobę.

 

„"Nie" z czasownikami  pisze się oddzielnie, ale  krytyk o nicku "Błękitny"  o tym nie wie, zatem w  pisowni polskiej  asem nie  jest, ma poważne braki”.

Błędy ortograficzne i pomijanie wyrazów (uwarunkowane niepoprawnym działaniem mojego mózgu), są wynikiem szybkiego pisania komentarzy, bez ich późniejszego sprawdzania Oczywiście nic nie usprawiedliwia mojej niedbałości, lecz zapewniam, że zasady poprawnej pisowni, jak również słowotwórstwa doskonale znam.

W przyszłości postaram się nie popełniać podobnych błędów.

 

Nawiązanie do matury jest mało trafne, albowiem – ani wiek, ani żaden papier, nie określają zdolności i wiedzy człowieka.

 

PS: Oczywiście mógłbym podważać Twoją wiedzę polonistyczną, sugerując się brakiem przecinka przed „i” – w pierwszym zdaniu; brakiem polskich znaków w niektórych wyrazach (użyciem „l” zamiast „ł” w „całe”; „e” zamiast „ę” w „się”; „s” zamiast „ś” we „własnie”); a także trójkropkiem po znaku zapytania w trzecim akapicie. (Tylko po co?).

Sądzę też, że trzykrotne użycie inwersji przez Ciebie, jest przejawem nieświadomego działania, a nie planowanego pisania (oczywiście sama inwersja nie jest błędem).

 

(Tak, to, co zawarłem w postscriptum, napisałem celowo, kierując się przy tym głęboko zakorzenioną chęcią „odbicia piłeczki” i zdeprecjonizowania Twojej wypowiedzi).


Podpis: Błękitny



3. 2012-04-21

   Błękitny lubi komentować, jednak sam ma kłopoty z ortografią, np.  łączeniem lub rozdzielaniem "nie" i to nie pierwszy raz i nie tylko w tym komentarzu.  "Nie" z czasownikami  pisze się oddzielnie, ale  krytyk o nicku "Błękitny"  o tym nie wie, zatem w  pisowni polskiej  asem nie  jest, ma poważne braki. Cale szczęście, że komentarz krótki, bo może więcej by sie znalazło.

   Ja nie po złości, ale szczerze. No własnie,  też na szczerość mi się zebrało. To sie udziela najwyraźniej.

   A tak poważnie, warto  wrócić do zasad pisowni z podstawówki. Na maturze taki błąd byłby niedopuszczalny. A może nie ma matury, a tutaj tylko się popisuje?...

 

  Opowiadanie chyba poprawnie napisane, ale tematyka  nie dla wszystkich interesująca.


Podpis: :)



komentarze  autor