Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Nieocalona

    Mam 22 lata i nie potrafiłam siebie ocalić. Wstaję, jem, usiłuję zasnąć i gdy mi się uda znów wstaję i tak przędzę mój marny żywot na tym padole. Nic się nie wydarza, w dalszym ciągu poświęcam się temu samemu i nie potrafię określić dokąd zmierzam, czym jestem, a tym bardziej czym chcę być. Niewiele jest różnic między mną, a zwykłym futerkowym czy oślizgłym zwierzęciem. Nasze czynności są takie same, tylko wykonywanie w różnych odstępach czasowych. Codziennie zdarza mi się oglądać kolejne, nic nie znaczące, wschody i zachody słońca, w odstępie których usiłuje wieść życie człowiecze takie jak miliardy innych istot zwanych ludźmi.

    Nie potrafię określić swych marzeń czy aspiracji. Nie wiem co lubię a czym się ekscytuję. Już dawno przestałam sobie stawiać pytania dotyczące istoty rzeczy, sensu czy chociażby jednego, banalnego powodu mego marnego istnienia. A jednak wciąż mną powoduję, coś mnie zmusza by wstać z łóżka i stawić czoło ponownemu wzejściu słońca.

    Przez szereg lat byłam zmuszona funkcjonować w systemie jaki przyniosła nam ludzkość. Niemal każdego dnia indywidualność była skutecznie zabijana. Myślenie grupowe stało się mym myśleniem. Ma samotność duszy była przeciwstawiana samotności rozumu. Pozwoliłam zabić siebie w powolnych męczarniach, nie byłam (czy też nie pozwolono mi być) na tyle silną by, uchronić siebie. A jednak wciąż mną coś powoduje, coś mnie zmusza by wstać z łóżka i stawić czoło ponownemu wzejściu słońca.

    Znalazłam się na pierwszym zakręcie mego życia. Nie mogę cofnąć ale i nie mogę (bo nie umiem) umiem iść do przodu. Lękam się dnia przyszłego bardziej niż kiedykolwiek. Me najgorsze, mroczne lęki, wypełzają z zakamarków duszy, nawet już w świetle dnia powszedniego. Nie potrafię obrać ścieżki mojego życia.

        Lękam się

    Spytacie czego?

    Utraty resztek mej indywidualności. Nie chcę poświęcić już i tak straconego istnienia w sprawie bez wartości. Podnoszę niemy bunt, przeciw wszystkiemu, choć i tak wiem, że nie odniesie on żadnego skutku. A jednak wciąż mną powoduję, coś mnie zmusza by wstać z łóżka i stawić czoło ponownemu wzejściu słońca.

    Mam 22 lata i umarłam. Tak po prostu, tak niechcący, bez krzyku i żalu. Nie wiem czy narodzę się ponownie i jak nieśmiertelny Fenix otrząsnę się z popiołu. Nikt nie jest w stanie dać mi gwarancji na kolejne życie, a jeśli coś się zepsuję do kogo się zwrócę? Kto poskleja mą duszę i naprawi serce? Lecz mimo tych niedogodności postanowiłam podjąć ryzyko. Jeszcze nie wiem kiedy i gdzie zgodzę się ponownie, ale wiem, że na pewno.

    Spytacie cóż mną powoduję, co mnie zmusza, by ponownie wstać. Tego nie wiem. Niektórzy powiedzą, że to miłość, inni że to mistyczny przymus życia, zakorzeniony w każdej, żywej istocie. Ja tego nie wiem. Być może jest to suma tych wszystkich powodów, ja tego nie wiem. Jedyne co teraz mogę powiedzieć, to fakt, iż codziennie rano coś zmusza mnie by ospale podnieść się i mimo wszystko trwać. Być może kiedyś będę wiedzieć więcej. Jeśli tak to was poinformuję.

 


autor: Joanna Lewandowska




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (3):


3. 2008-09-05

BRAK ORYGINALNOŚCI W TYM,PUSTE FRAZESY...
Podpis: GUFI



2. 2007-07-05

Ja widzę tu wielką niechęć do bylejakości, czuję wręcz jakby Ortega y Gasset wstał z grobu i napisał twoim piórem "bunt mas" w nowym wydaniu:)
Podpis: cthulhu87



1. 2006-11-23

Nie wiem czy słusznie, ale nawiązanie do Różewicza dość oczywiste, jeszcze egzystencjalizm się kłania, no i pisanie w w sposób pseudo-pamiętnikarski to wciąż modny trend. Można się zastanowić nad sensem tego wszystkiego. Na pewno.
Podpis: Maja Hypki



komentarze  autor