Mieliście kiedyś strasznie irytujący dzień? Pewnie tak. Ja opowiem wam o swoim. Był koszmarny pomimo faktu, że z nikim się nie pokłóciłam, nikogo nie zmieszałam z błotem, tylko zwyczajnie wyszłam z domu i starałam się jak najszybciej do niego powrócić, bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
Już od rana coś przeczuwałam. Wstając zdążyłam zahaczyć mą twarzą o podłogę. Ale to nic – pomyślałam (nie wiedząc jeszcze co mnie czeka i jak bardzo się myliłam). Następnie było kilka niefortunnych wypadków, ale o tym wspominać nie warto. Dopiero późniejsze wydarzenia skłoniły mnie do szybkiego powrotu, do mej w miarę bezpiecznej przystani – łóżka.
Gdy skończyłam poranną toaletę byłam gotowa zmierzyć się ze światem. Normalnie w sobotę nie wychodzę z domu, ale teraz byłam zmuszona spotkać się z jedną z moich znajomych. Oczywiście jestem straszną egocentryczką i raczej dla samej przyjemności obcowania z ludźmi, nie spotykam się z nimi. Również było i tak w tym przypadku. Gnałam jak na złamanie karku, by spotkać się z moją znajomą, w celu uzyskania od niej interesującej mnie książki. Znając moje szczecie musiałam w autobusie usiąść na miejscu, przy którym, zaraz na następnym przystanku, pojawiła się pewna starsza kobieta. Początkowo chciałam ją zignorować, ale staruszka była uparta i z biegiem czasu coraz głośniej i natarczywiej zaczęła charczeć oraz chuchać mi na kark. W tej potyczce starowinka wygrała (ale następnym razem założę golf i nie dam się tak łatwo). Ustąpiłam jej miejsca i z pięknym uśmiechem stwierdziłam, że może usiąść na to ona, obijając laską moją lewą kostkę u nogi, zamruczała coś w stylu - „ta dzisiejsza młodzież, nie wychowane szczeniaki” - po czym naturalnie skorzystała z wolnego już miejsca. Rozglądając się za kącikiem, w którym nie będą ocierali się o mnie (a przynajmniej o tylne partie mojego ciała) przypadkowi pasażerowie, spostrzegłam w tyle autobusu wolne miejsce i powolnym aczkolwiek zdecydowanym krokiem poczęłam podążać w jego stronę. Dotarłszy na miejsce uważnie rozejrzałam się wokół szukając, kolejnej, wycieńczonej starszej osoby, na szczęście takowej nie spostrzegłam i z lekkością początkującej baletnicy usadowiłam się na nowym miejscu. W ciszy i spokoju udało mi się przebyć dwa kolejne przystanki. Niestety idylla nie trwała wiecznie. Nie długo potem po mojej prawicy usiadła dziewczynka z kucykami (jak na moje oko miała jakieś osiem lat). Wydawała mi się grzecznym, uroczym oraz spokojnym dzieckiem. Nic bardziej mylnego. Gdy tylko usiadła, zaczęła swój monolog - „Mamo chce mi się pić... Mam ja nie lubię tego soku... Mamo boli mnie główka... Mamo a kupisz mi taką lalkę, jak ma ta Ela chłopczyca, tylko ja chcę ładniejszą...” - tak już zostało do końca naszej wspólnej podróży (osobiście współczuję tej kobiecie, ale to chyba kwestia przyzwyczajenia, choć dla mnie to niewyobrażalne). Ale powracając do tematu. Dzięki Bogu zaraz był końcowy przystanek i ku mojej nieograniczonej radości uwolniłam się z tej pułapki. Wysiadałam jako ostatnia delektując się tą chwilą samotności. Niestety mój humor zmienił się diametralnie, gdy przed moimi oczami przemknęła pewna kobieta. Niestety podążała w tym samym kierunku co ja i chyba z chęci masochistycznej przyjemności postanowiłam zwolnić kroku by móc dokładniej się jej przyjrzeć. Kobieta była przygarbiona, nie umalowana, lekko siwiejąca, z nieumytymi włosami związanymi w kucyk. Jej pomarszczona twarz (pewnie kiedyś bardzo pociągająca (wyrażała raczej znudzenie, niemoc, wycieńczenie oraz tęsknotę za spokojem. Garbiła się pewnie od niewyobrażalnie ciężkich siatek, spokojnie spoczywających w obydwu jej dłoniach. Jej oczy i nerwowe ruchy starały się nadążyć za dwójką brykających dzieci (pokroju tego samego, co dziewczynka z kucykami). Jej już nie było mi żal, ona budziła mą rozpacz i wewnętrzny krzyk, rozdzierający me serce. Gdzie był ten człowiek, który jej To uczynił, pytałam samą siebie – jak istota którą kochamy może zrobić nam (kobietom) coś tak okropnego? Me rozważania byłam zmuszona przerwać, gdyż tu nasze drogi się rozmijały.
Podążając przed siebie usiłowałam odzyskać dobry humor, licząc na herbatę, ciasteczko i parę ciekawych faktów z życia innych u mojej znajomej. I w końcu dotarłam do jej domu. Gdy stanęłam u jej drzwi, ostrożnie zapukałam, niesłysząc odzewu, ale ponowiłam swoją próbę co odniosło oczekiwany skutek. Drzwi otworzyła mi jej matka. Ruchem ręki zaprosiła mnie do środka, po czym zniknęła. Czekając w przedpokoju zaczęłam nerwowo się rozglądać za moją znajomą. I po niespełna pięciu minutach dostrzegłam nie wyraźną sylwetkę osoby (nie wątpliwie kobiety). Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, jednak równie szybko znikł. To była jej mama, w ręku dzierżyła obiecaną mi książkę. Nie wątpliwie dostrzegła moje spojrzenie, które pytało o co chodzi, gdyż stwierdziła, że jej córusia musiała wyjść na piętnaście minut jakąś godzinę temu, ale jak bardzo mi zależy, to mogę na nią poczekać. Wydało mi się dość niezręcznie czekać na nią nie wiadomo ile w jej pokoju (jeszcze posądzi mnie o kradzież) więc ładnie dygłam, podziękowałam i czym prędzej wyszłam.
Tym razem nie ryzykowałam i postanowiłam wrócić już nie autobusem ale komunikacją prywatną. Długo na szczęście czekać nie musiałam. Wsiadłam, usadowiłam się na przednim siedzeniu, odliczyłam wymaganą kwotę na bilet i pełna nadziei wlepiłam wzrok w okno. Idylla znów nie trwała długo. Zaledwie paręnaście metrów dalej do busu wsiadło dwóch niezwykle irytujących podchmielonych panów. Zaczepili wszystkich ludzi, głośno komentując ich sposób bycia oraz ubiór. Lecz ponownie los przyniósł mi wybawienie. To był mój przystanek, więc czym prędzej zapłaciłam i uciekłam z miejsca zdarzenia. Już nie śmiałam odzyskać dobrego humoru zdając sobie sprawę iż, to jeszcze nie koniec. I się nie myliłam. W drodze do następnego przystanku nic się nie wydarzyło. Ale byłam czujna.
Bez przeszkód dotarłam do tymczasowego celu mej podróży. Na szczęście nie było tam wielu ludzi. Jest nieźle – pomyślałam. Ale cóż, los zmiennym jest. Teraz to się dopiero wkurzyłam (bo to już przesada) mój autobus miał przybyć dopiero za czterdzieści minut. Dobrze, poczekam – stwierdziłam – i z jękiem trędowatego opadłam na pustą ławkę. W celu zabicia czasu postanowiłam przejrzeć ciekawiącą mnie książkę. I nie powiem, zapowiadała się nawet dość ciekawie. Niestety tak to już bywa, że szczęście nie trwa wiecznie. Gdy podziwiałam swój nabytek, usiadła obok mnie starsza kobieta (znowu!!!) w wyniku czego musiałam zrezygnować z mojego zajęcia, pogadać i co rusz pytała mnie o zdanie w sprawie motywu kwiatowego sukienki tej albo innej kobiety, przy czym wcale nie zważała na moją wypowiedź i głośno samemu komentowała motywy dekoracyjne sukienek. Po około dwudziestu siedmiu minutach sprytnie przesunęłam się w stronę wolnej przestrzeni, korzystając z chwili jej nieuwagi. Radość z osiągniętego sukcesu szybko zniknęła, niepozostawiając po sobie ni śladu. Mą uwagę zaabsorbowała pewna mocno chwiejąca się para, która głośno liczyła swe zasoby pieniężne przeznaczone na zakup taniego wina. W me myśli natychmiastowo wkradła się przygarbiona kobieta z końcowego przystanku. Zaczęłam rozmyślać co jest gorsze, poświęcenie się dla ukochanego czy też, razem z ukochanym poświęcić się ogólnonarodowemu sportowi – pijaństwu. A może to był jej mąż z kochanką, balujący na całego w czasie gdy ona wypruwa sobie wnętrzności doglądając ich wspólnego dobytku? Pytanie pozostawiłam bez odpowiedzi, gdyż nadjechał upragniony autobus. Mając w pamięci uprzednie wypadki, już nie odważyłam się usiąść i postanowiłam spokojnie przycupnąć w środkowym kąciku autobusu. Nie będę przybliżać wam sylwetki nieco śmierdzącego gościa, ponieważ na samą myśl robi mi się niedobrze. Owa sytuacja wymusiła na mnie wysiadkę przystanek wcześniej i pomimo mego wrodzonego lenistwa dojście do domu piechotą. Niewiarygodnie szybko dotarłam do domu wskakując w piżamę z książką pod pachą.
Kto i kto mówi, że dla sztuki dzisiejsza młodzież nie cierpi, nie jest w stanie poświęcić się dla wyższych ideałów?
autor: Joanna Lewandowska
Komentarze (5):
MI SIĘ PODOBAŁO ALE ZNAJĄC JOANNĘ MOŻA SIE BYŁO TEGO SPODZIEWAĆ W BARDZIEJ OSTREJ WERSJI .. GRATKA
Zastanawiam sie, czy tego dnia miałas zly nastrój, czy po prostu nienawidzisz starszych, zwyczajnych i chorych ludzi...