O klubie literackim „Rubikon” rozmawia Joanna Lewandowska z Mają Hypki-Grabowską
Jaka była Twoja motywacja do stworzenia tego rodzaju strony?
Pierwszy powód był banalny. Nie miałam czytelników dla swoich utworów, a bardzo chciałam mieć. Nie istniał wtedy Facebook. Były jakieś portale poetyckie i na jednym założyłam konto. Nie spełniał jednak moich potrzeb. Mogłam założyć sobie blog ze swoimi utworami, ale po pierwsze pomyślałam, że na stronę jednej, nieznanej osoby mało kto trafi. Po drugie, chciałam coś zrobić dla innych. Tak po prostu. Ciężko może w to uwierzyć. Idealistka. Tym bardziej że znałam już osobiście kilka osób dobrze piszących, np. Ciebie :) Studiowałam w Wałbrzychu filologię polską. Poznałam też na tych studiach np. Barbarę Elmanowską i moje przewidywania co to jej kariery pisarskiej się sprawdziły (zresztą nie tylko w jej przypadku, mam takie wrodzone przeczucia). Szkoda więc było zmarnować taki potencjał i nie dać od siebie jakiejś cegiełki do rozwoju tych osób a przez to do własnego rozwoju. Byłam wtedy bardzo buntownicza, co graniczyło z bezczelnością i nie wstydziłam się nazwać tego miejsca klubem literackim i próbować od początku połączyć dwie sprzeczności: egalitaryzm z poczuciem ekskluzywności. Miałam też nie tylko motyw, ale i sposobność. Poznałam chłopaka (dziś to mój mąż), który potrzebował do portfolio jakiś olśniewający projekt i był gotów za dobry pomysł zrobić go za darmo. Ja wymyśliłam stronę, jej nazwę, układ itp. i wtedy jej funkcjonalności były dość nowe i robiły wrażenie. Nie wszystkim podobała się nieco mroczna szata graficzna, ale nie męczyła oczu przy czytaniu i odzwierciedlała wtedy „mrok” mojej duszy :)
Jakie były początki strony? Jak to się stało, że się tak rozwinęła?
Zaangażowanie trwające latami, bez oczekiwań czegoś wielkiego. Nie myślałam o finansach. Ani nie starałam się skomercjalizować działań, ani nie wystąpiłam o jakieś dotacje czy zbiórki od czytelników bądź autorów. Ciężko w to uwierzyć, ale wszystko zawdzięczam kontaktom wirtualnym bądź realnym z ludźmi, którzy się zgodzili w tym uczestniczyć, coś zrobić. Moim błędem (a może nie, bo miałam za mało wiedzy i doświadczenia) było początkowo działanie tylko w sieci. Nigdy nie traktowałam tego jako pracę, gdy nie miałam czasu robić czegoś szczególnego dla strony, to nie robiłam. Dzięki temu nie było problemów z wypaleniem. Założenie też było takie, że nawet jak przez jakiś czas będzie mało odsłon to klubu i tak nie zamykam. Mąż zawsze służył pomocą, gdy coś się na stronie „wysypało”. Traktujemy „Rubikon” jak nasze „dziecko”, więc nie musiałam myśleć, skąd wezmę np. na obsługę od strony technicznej portalu pieniądze. Potem założyłam też fanpage na Facebooku, bo są tam wszyscy i my z tego korzystamy, ale sednem są teksty, więc potrzebna moim zdaniem dalej jest strona, bo na Facebooku posty szybko „przemijają”. Można je odnaleźć, ale to wymaga wysiłku, a u nas tekst sprzed dziesięciu lat można znaleźć w kilka sekund. Dla mnie literatura nie ma daty ważności, czytam wszak autorów ze starożytności. Dodatkowo na stronie nic nie rozprasza w czytaniu. Oczywiście wszystko, co wokół tekstów współcześnie powinno być, jest. Czyli połączenie słowa i obrazu na Facebooku, rozmowy z autorami na żywo na kanale na YouTube. Poznawałam ludzi ze Świdnicy i Wrocławia, czyli tam, gdzie przebywam i oni, owszem, korzystali z dotacji i byli związani z wieloma mniej lub bardziej oficjalnymi miejscami, gdzie miałam możliwość zrobić wydarzenia. Autorzy chcieli porozmawiać, ja chciałam prowadzić. Zyskiwałam też dzięki temu umiejętności przeprowadzania wywiadów i prowadzenia spotkań „na żywo” i przekonałam się, że czuję się wtedy w swoim żywiole i to był mój osobisty zysk. Inaczej jest, gdy prezentuję własną twórczość. Zresztą, wszystko, co związane z klubem to dla mnie nieustanna praktyka, nauka poprzez robienie czegoś. Zamiast czekać, aż ktoś mi da szansę, ale samemu sobie wyznaczać praktyczne zadania i je realizować. Pewnie wiele błędów zrobiłam po drodze, ale też inaczej się nie da uczyć. Ważne to wyciągać wnioski i iść dalej. Trochę robiłam, jak teraz zaczynają karierę youtuberzy, nie czekają, aż ktoś ich zatrudni np. w telewizji.
Skąd taka nazwa?
Chciałam, aby była prosta, łatwa do zapamiętania. Odwołująca się do salonów literackich, z dawnych epok, o których czytałam, a chciałam, aby częściowo istniały też współcześnie. I do dawnych grup poetyckich np. do Skamandra. Coś antycznego chciałam więc. Pomyślałam, że Rubikon, bo pokazanie publicznie swego tekstu w internecie to dla każdego autora przekroczenie pewnej bariery. Wtedy też kultura starożytna była w moim odczuciu neutralna. Nie zastanawiałam się, że np. Mussolini też odwoływał się do Rzymu i czy ktoś tu się nie doszuka jakiejś idei. Bardzo lubię kulturę starożytną też. Muszę jednak bronić się przed paranoją i nie myśleć jak wiele osób teraz zastanawia się, czy nic się za czymś nie kryje. Łatwo się to udziela, powoduje autocenzurę na wielu płaszczyznach, a tak nie powinno być, bo do niczego dobrego to nie doprowadzi.
Jaka jest misja i wizja Rubikonu?
O tym mówiłam wielokrotnie i pisałam. Była bardzo konkretna, ale przez ostatni czas nadużywane stało się słowo misja w wielu miejscach. Dalej uważam, że kamyczek może poruszyć lawinę, tylko odpowiednio rzucony. Jednak już daruję sobie słowo misja, co dla mnie świadczy, że dojrzałam przez ostatni czas. A cel to promowanie literatury, które wynika z mojej pasji. I stworzenie dla autorów miejsca, które nie obiecuje jakiś nierealnych rzeczy, ale tworzy przyjazną atmosferę, w miarę możności znosi podziały i sprawia, że dani ludzie, przynajmniej ich teksty, choć w przestrzeni wirtualnej stykają się ze sobą. Nigdy nie sądziłam, że będę okrakiem stać nad taką wielką rozpadliną. Tak wielkie podziały zrobiły się w nas, Polakach (choć nie tylko polscy autorzy są na stronie). Może wpadnę w tę rozpadlinę, ale jak nikt nie będzie próbował czegoś takiego, to będą powstawać tylko mury. Oczywiście to nie znaczy, że nie mam własnych poglądów i nie będę próbować ich bronić. Staram się jednak „Rubikon” zostawiać z boku tego, co oczywiście do końca nie jest możliwe.
Czy miałaś jakieś obawy przed założeniem Rubikonu? Np. jak zostanie to odebrane przez rodzinę i przyjaciół?
Żadnych. Dziwne mi się to teraz wydaje :) Moi rodzice wtedy nie mieli komputera, internet nie był powszechny, więc o nich nie myślałam. Potem byli bardzo dumni ze mnie z tego powodu. Przyjaciół właśnie zaprosiłam jako pierwszych. Oczywiście miałam też takich, którzy czytali, ale sami nie próbowali pisać. Oni to zwyczajnie w większości zignorowali.
Jak wyglądała Twoja ścieżka kariery? Czy np. ukończone studia pomogły albo przeszkodziły w byciu autorem?
Studia były moim marzeniem, zgłębiałam to, co zawsze chciałam zgłębiać. Dały mi większą świadomość literacką. Można pewnie do tego wszystkiego dotrzeć samemu, ale bardzo mi to przyspieszyło i ułatwiło. Kiedyś myślałam, że to może zabrać „świeżość” i przytłoczyć. Okazałam się jednak dość odporna. Brałam wiedzę, ale robiłam po swojemu :) Oczywiście też traktowałam studiowanie w ten sposób. To nie szkoła. To są wskazówki, które samemu trzeba rozwinąć (lub nie). Poznałam też ludzi na tych studiach, dzięki którym poznałam następnych ludzi. Nie mam kariery. Wciąż staram się być autorem wydawanym i mam zamiar to osiągnąć, choć nie wiem, czy mi się uda. Wiele rzeczy zrobiłabym po czasie inaczej. Zdecydowanie wcześniej poszukałabym spotkań literackich, turniejów jednego wiersza odbywających się „w realu”(takie odbywają się np. Świdnicy, organizowane np. przez Wojciecha Korycińskiego lub np. Turniej im. Wojaczka we Wrocławiu, wtedy prowadzony przez Jacka Inglota) . Nie mam „pleców” i znajomości w złym rozumieniu tego słowa. Moi najbliżsi przyjaciele nie są osobami decyzyjnymi, więc liczą się tylko moje umiejętności lub przydatność. Nie inwestuję też w to środków finansowych swoich lub cudzych (co może się zmieni, ale nie od tego zaczęłam, więc w razie ich braku całkiem się nie skończy). No, może jakieś naprawdę drobne, typu przejazdy, zakup książek czy wydruk ulotek w niewielkim nakładzie (tak, rozdawałam ulotki sama, znajomi się śmiali, że jestem jak akwizytor, nigdy nie miałam podejścia, że „korona mi z głowy nie spadnie”, takie proste sprawy też sama ogarniam i o nich myślę). Być może kiedyś się to zmieni i przekształcę klub w swoją normalną, główną pracę. Nie zarzekam się.
Czy twórcy zgłaszają się sami? Jak wygląda proces przyjęcia do grupy?
Można przysłać na maila klubu swoje teksty. Nigdy jeszcze nie było tak dużo, bym nie zdołała wszystko przeczytać. Czasem się radzę. Gdy uważam, że ok to umieszczam na stronie i już. Jak ktoś mieszka blisko lub może przyjechać i akurat jest możliwość, to robimy jakieś spotkanie autorskie. Jednak nie można zapłacić za to. Jeśli kogoś znam, kto prowadzi fajne miejsce, rekomenduję mu teksty danej osoby i on decyduje. Jak wszystko w dziedzinach artystycznych, nie jest sprawiedliwe to do końca. Dlatego, gdy pisma czy portale odrzucają moje teksty mam ukłucie żalu, ale nie mam pretensji. Rozumiem. Są jakieś obiektywne kryteria, ale ostatecznie nie da się tego idealnie wymierzyć. Gdy spotykam też kogoś i widzę, że dobrze pisze, zaczynam mu opowiadać o stronie. Czekam, aż sam wtedy powie: wiesz co, ja też chcę. Parę razy się złamałam i kogoś namawiałam. Wtedy jednak taka osoba potem zwykle jest mało zaangażowana. Parę osób dziękowało mi, że zwracając uwagę na ich pisanie, dodałam im trochę odwagi i pięknie się rozwinęli. Np. Natalia Dziuba bardzo rozwinęła się jako poetka.
Czy jest ktoś, kto w znacznym stopniu wpłynął na Ciebie i Twoją twórczość?
Wszystko, co czytałam i czytam, przepuszczam przez siebie i ma potem wpływ na moje pisanie. Tak samo wszyscy ludzie i wszystkie życiowe doświadczenia. Wszystkie moje teksty, te bardzo wydumane też, są „z życia wzięte”. Mistrza w klasycznym rozumieniu nigdy nie miałam. Jacy autorzy, których czytałam, na mnie wpłynęli, to już o tym mówiłam w innym wywiadzie, który jest na stronie. Mąż często jest pierwszym czytelnikiem i mówi swoje uwagi. Przez lata jeździłam na warsztaty pisarskie do Świdnicy, prowadzone przez Barbarę Elmanowską. Uczęszczałam też potem na warsztaty poetyckie do Ewy Sonnenberg we Wrocławiu. Warsztaty teatralne (choć krótkie, ale owocne) w Świdnicy z Mateuszem Pakułą dużo mi dały. Teraz uczęszczam na warsztaty pisarskie, w tej chwili głównie on-line, prowadzone przez Jacka Bieruta. O literaturze miałam przyjemność rozmawiać z Urszulą Benką. Z Jackiem Inglotem. Też moi znajomi literaci wpłynęli na moją twórczość, z którymi spotykałam się na spotkaniach literackich i warsztatach. Np. uwielbiałam wiersze Ewy Jarockiej, na długo, zanim ją poznałam, a potem miałam przyjemność z nią o tym rozmawiać. Też Tamara Hebes, Paweł Buczma, Grzegorz Skoczylas, Izabela Prypin, Joanna Baranowska, Natalia Waligóra, Rafał Różewicz, Anna Adamowicz, Gabriela Iwińska, Justyna Koronkiewicz, Teresa Podemska-Abt, Anna Paciorek. Też Ty :) Dużo w podejściu do pisania zmienił mi kontakt z Bartoszem Czarnottą. Dzięki niemu zainteresowałam się eksperymentem literackim i Indami, kulturą tego kraju. Pierwszym czytelnikiem moich dzieł w podstawówce była przyjaciółka Olga (jest tatuatorką, wykonuje doskonałe tatuaże, wykonała pierwsze ilustracje do moich dzieł). Ksiądz wpłynął, któremu pokazałam w liceum moje wiersze i je ocenił oraz polonistka z tego czasu. Moi wykładowcy na studiach bardzo na mnie wpłynęli, jako twórcę. Aneta Dotka jest tylko odbiorcą twórczości innych, ale idealnym. Stworzyła cudowne miejsce we Wrocławiu: Galerię Sztuki i Miejsce Spotkań „Ślimak”. Tam spotkałam mnóstwo artystów i były wspaniałe spotkania literackie, muzyczne, wernisaże. Sama atmosfera tego miejsca bardzo na mnie wpłynęła i wspaniałym doświadczeniem było odkrycie, że ktoś ma podobne do mnie podejście do tworzenia życia kulturalnego. Niestety Aneta była zmuszona przez pandemię zamknąć Galerię we Wrocławiu, ale „Ślimak” odrodzi się w innym regionie Polski. Ostatnio bardzo wpłynęła na mnie autorka, którą znam tylko przez internet, Kasia Dominik. Uprawiająca życiopisanie. Co dzień czytam jej wiersze na różnych grupach na Facebooku, będące w znacznej części zapisem walki ze śmiertelną chorobą, ale też pragnieniem życia ponad wszystko. Ze względu na nią nie przestałam na tych grupach zamieszczać własne utwory. Jak Kasia się nie poddaje to warto samemu też nie. Podziwiam ją. Choć przez inne projekty nie wiem, ile będę mieć teraz czasu na to. Czytając, co dzień jej wiersze to pewnie przesiąknęłam jakoś nimi.
Co stanowi dla Ciebie największą trudność w byciu administratorem strony?
Chyba zmaganie się hejtem, choć tego u nas mało było zadziwiająco. Gdy jednocześnie autorzy zaczęli udzielać się na Facebooku, doszły mnie słuchy o jakiś tarciach niektórych osób, na które nie miałam wpływu, bo Facebookiem nie zarządzam. Teraz zwykle autorzy udzielają się w wielu miejscach jednocześnie i ciężko śledzić, kto się z kim pokłócił i o co :) No i jeszcze konieczność jakichś wyborów i ocen. Muszę, a kim jestem, aby to robić? Odpowiadam też za wszystko w sumie. Ciężar tego uświadomiłam sobie niedawno. I ok.
Czy łączysz swoją przyszłość z „Rubikonem”?
Jeśli w sensie czy chcę, by istniał w przyszłości to tak. Jeśli w sensie czy uzależniam od niego swoją zawodową przyszłość to nie, ale nie wykluczam powiązania. Nawet jakby nic już się nie miało wydarzyć w związku z „Rubikonem”, tyle mi dał, że nigdy nie będę żałować.
Jak myślisz która rola jest ciekawsza. Rola autora czy administratora zrzeszającego twórców?
Ja łączę te role :) Postanowiłam tak, zanim się zastanowiłam czy to dobrze :) Wiele osób chce być administratorami, zanim nie spróbują, a potem się przekonują, że to nie takie proste. Często inaczej to widzą. Nie wiem, co jest ciekawsze. To jest inne. Dla mnie najważniejsze jednak jest pisanie, ale nie każdy musi chcieć być pisarzem lub poetą, więc rola tylko administratora może być dla kogoś ciekawsza. Jednak bycie też autorem pozwala „wczuć” się w autorów, czego potrzebują.
Masz swoich ulubionych autorów na stronie?
Raczej ulubione utwory. Daję temu wyraz w komentarzach lub robiąc obrazek na fanpage na Facebooku. Wiem, że każdy autor może się rozwinąć i zaskoczyć.
Co Ty jak i Inni autorzy zyskują na byciu zrzeszonym w „Rubikonie”?
Co ja zyskuję, to już chyba odpowiedziałam. Co inni? Słabiej piszący mogą czytać i uczyć się przez to od lepiej piszących. Lepiej piszący nie tracą kontaktu z przeciętnym czytelnikiem. Ważne jest w dzisiejszych czasach, że gdy ktoś usłyszy nazwisko autora, aby miał możliwość go wygooglować. Może oczywiście mieć wpis na Wikipedii, ale początkujący nie będzie miał, natomiast znany będzie tam miał suchą notkę biograficzną, bez prezentacji „próbki” swojej twórczości. Cała reszta tego, co dotyczy autora, też jest ważna, może zniechęcać lub zachęcać czytelnika, jednak jeśli nie spodoba mu się tekst, to nic nie pomoże. Można mieć blog czy inną stronę ze swoją twórczością, ale ważne jest pozycjonowanie. Wyżej są pozycjonowane w sieci starsze strony, mające wiele odsłon i większą liczbę autorów niż jeden. Wszystkie teksty i informacje są przypisane pod danym autorem, więc nie gubią się wśród innych postów, dotyczących np. wydarzeń literackich. Również są podejmowane działania promocyjne w innych miejscach sieci oraz były spotkania autorskie, organizowane nawet dla bardzo początkujących twórców (lecz dobrze piszących). Jeśli znajdę podobne miejsce do „Ślimaka”, znów będzie ich więcej. Jednocześnie nie ma żadnej presji, by na autorach wprost zarabiać i dbam o przyjazną atmosferę, co nie oznacza braku krytyki. Brak krytyki może być dla twórczości równie zabójczy co hejt. Ważna też jest konfrontacja z różnymi odbiorcami. Łatwo w dzisiejszych czasach wpaść w bańkę samopotwierdzenia własnych przekonań, co też nie sprzyja tworzeniu.
Czy zastanawiałaś się kiedyś kim byś była, gdybyś mogła wybrać swoją drogę jeszcze raz?
Tak. Wybrałabym tę samą drogę, tylko podążała nią dużo lepiej.
Skąd bierzesz pomysły na tytuły swoich utworów?
Bardzo różnie. Czasami to przypadek, czasami długo kombinuję. Mogę tylko powiedzieć, że nigdy nie są przypadkowe i staram się zawsze, by coś wnosiły do tekstu. Wiele procesów twórczych przebiega w nieświadomych rejonach umysłu i nigdy świadomie autor się ze wszystkiego nie wytłumaczy.
Czy spotkałaś się kiedyś z niechęcią w stosunku do twojej twórczości?
Tak. Od razu. Na tym portalu poetyckim, gdzie pierwszy raz w życiu założyłam konto. Od razu miałam też jednak pochwały i przekonałam się, że krytyka nie musi być sensowna i trzeba mieć do niej dystans. Zresztą do pochwał też trzeba, bo nie zawsze mają one szczere intencje. Zawsze warto zastanowić się nad argumentami, jeśli ktoś takie podaje. Personalne uwagi należy pomijać. Typu, ktoś na podstawie kilku linijek orzeka czy autor jest oczytany, czy nie. A przecież po pierwsze: to może być stylizacja na język nieuka, po drugie bycie wybitnym odbiorcą literatury to co innego niż pisanie samemu. Można pisać słabe teksty a „połykać” książki. Po trzecie: takie stwierdzenie nie pomoże nam się poprawić, chyba że mało czytamy naprawdę, bo autor powinien dużo czytać. Również uwagi typu: tekst wskazuje, że autor jest niemoralnym człowiekiem. Można prezentować poprzez postaci literackie negatywne przykłady zachowań i dać odbiorcy do myślenia w ten sposób. No i to nie są rekolekcje. Nawet jeśli ktoś rzeczywiście jest, to taka uwaga nie daje wskazówek jak poprawić swój tekst lub nawet siebie. Co innego uwaga: narrator czy podmiot liryczny są nieprzyjemni. Czy oto nam chodziło? Niedawno nauczyłam się sama lepiej formułować krytykę wobec tekstów innych. Podam jedną z pierwszych uwag o moim wierszu w życiu, która do dziś mnie bawi. Napisałam w tekście o mrówce, która kopiec swój wznosi. Ktoś mi napisał: ale tylko jeden gatunek mrówek wznosi kopce. Może dla jakiegoś biologa to ważne, ale jeśli reszta tekstu ma sens, to mrówka może w poezji wznosić nawet wieżowiec lub wieżę Eiffela, bo to nie artykuł naukowy. I powiedzmy, że pisałam tylko o tym konkretnym gatunku mrówek i choć nie napisałam nazwy to się rozumiało samo przez się :)
Czy jest coś czego nie lubisz w „Rubikonie”?
Widzę wiele niedoskonałości i myślę nad poprawą, ale nie wszystko zależy tylko ode mnie. Lubię jednak mówić o czymś takim, gdy to już zmieniam. Inaczej nie ma sensu skupiać się na negatywach. Na pewno przydałaby się modernizacja strony pod względem technicznym i oby mąż wreszcie miał na to czas. Od lat chciałam wprowadzić funkcjonalność typu „lupka”, aby móc powiększać czytany tekst. Mam nadzieję, że wreszcie się uda.
Czy chciałabyś albo spodziewasz się wprowadzenia jakiś nowych funkcjonalności na stronie?
Tak. Tak, po takim czasie wreszcie „lupkę” na pewno bym chciała dodać i możliwość łatwego dodawania plików audio i linków. Teraz nie jest to proste, bo pierwotnym założeniem była ochrona przed spamem ze strony botów, czyli automatów dodających linki losowo na stronach do reklam. Nie widziałam też te kilkanaście lat temu takiej potrzeby. Sama nie korzystam dużo z audiobooków. Ostatnio przez pandemię się przekonuję, bo coś tam słucham, jednocześnie robiąc w domu coś innego. Jednak na trudniejszym w odbiorze tekście mogę się skupić, tylko czytając wydruk. Na pewno jednak nie mogę zapomnieć o niedowidzących czy niewidomych odbiorcach literatury. Dla niedosłyszących zawsze będę widzieć potrzebę, aby był druk.
Skoro mówimy już o funkcjonalnościach dostępnych na stronie to z jakich jesteś najbardziej zadowolona?
Od początku z adekwatnych, wygodnych i przejrzystych statystyk strony, dających dość prawdziwy obraz rozwoju. Wykluczają one odwiedziny botów indeksujących strony i zliczają wejście z danego adresu IP raz dziennie, a więc pokazują prawdopodobną liczbę czytelników. Np. autor nie może wchodzić na swój profil wiele razy tego samego dnia i samemu sobie nabijać wyświetlenia.
Które z Twoich dzieł wzbudza twoją dumę?
Z poezji poszczególne wiersze. Nie wszystkie zamieściłam w internecie. Nie chcę wymieniać. Planuję kiedyś wydać tomik i najlepsze będą zbiorczo. Z prozy moja proza poetycka. Zresztą cały czas zastanawiam się nad międzygatunkowymi granicami. Myślę, że z prozy dopiero będę mogła być dumna, bo teraz piszę swoją pierwszą powieść. Zaplanowałam i ambitny temat i ambitną formę więc ma nadzieję, że podołam.
A jest może jakieś dzieło, które "popełniłaś", ale z perspektywy czasu nie jesteś z niego zadowolona albo napisałabyś je zupełnie inaczej?
Wiele wierszy, zwłaszcza napisanych ostatnio, na szybkie warsztaty, na grupach na Facebooku. Zwykle nad wierszem myślałam długo. Nauczyłam się tam systematyczności w pisaniu, co jest bardzo ważne. Kilka olśnień było, ale zwykle długo myślałam nad wierszem, zanim przystąpiłam do pisania i mniej było niedopracowanych. Jednak systematyczność jest bardzo ważna.
Co Twoja twórczość oznacza dla Ciebie?
Za ciężkie pytanie. Wciąż pracuję nad sformułowaniem prawdziwej i wyczerpującej odpowiedzi. Na pewno jest ważna.
Jak wygląda Twoje otoczenie kiedy tworzysz? Czy to dzieje się nagle np. wpada ci jakiś pomysł i zapisujesz go gdziekolwiek czy do tego procesu przygotowujesz się inaczej?
Nigdy nie miałam własnego pokoju, więc moje otoczenie jest zwykle przypadkowe i dość chaotyczne. Pewnie dlatego, choć tekst chciałam porządkować według swej woli. Wiersz układam w głowie, nie zapisując nigdzie. Jakieś frazy przelatują mi przez mózg czasem wiele miesięcy. I nagle pyk, coś zaskakuje i szybko muszę zapisać całość. Dlatego staram się nosić ze sobą notes i długopis. Zapisuję też pomysły na prozę w notatniku. Zresztą to nawyk z pracy dziennikarza, by notować uwagi o rzeczywistości. Oczywiście czasem robię to w komórce, ale nie mam zaufania, bo wielokrotnie baterie padały mi w sprzęcie od mrozu czy upału. Prozę tworzę tak, że piszę zaplanowany fragment, będący w miarę spójną częścią i potem czytam wielokrotnie i poprawiam. Kiedyś pisałam w zeszycie ręcznie, teraz staram się od razu na komputerze. Myślę, że tak naprawdę dopiero teraz mam warunki do napisania powieści. To wymaga wielu godzin siedzenia przy ekranie lub kartce we względnej izolacji od otoczenia.
Czy jesteś szczególnie przywiązana do jakiegoś z bohaterów albo utworów opublikowanych na stronie przez innych twórców?
Chyba utwory Zbigniewa Szałkiewicza o Wałbrzychu, to przywołuje wspomnienia.
Gdybyś mogła być jednym z bohaterów, to kim byś była? I dlaczego akurat taki wybór?
Bohaterem w tekście kogoś innego być nie chcę. Podmioty liryczne w moich wierszach są często lepsze i mądrzejsze niż ja. Chciałabym im dorównać kiedyś.
Czy kiedy przelejesz już wszystkie swoje myśli dotyczące konkretnego dzieła to czy czujesz pustkę, czy może od razu masz inne pomysły?
Prozę obszerną w zasadzie teraz dopiero mogę pisać. Mam wrażenie, przynajmniej teraz, że pomysły na fabuły mi się nie wyczerpią. Wiersz to dla mnie akt heroiczny. Po napisaniu kiedyś miałam wrażenie, za każdym razem, że nie powstanie już żaden. Teraz się boję, że nie powstanie żaden, z którego będę zadowolona. Zadowolenie jest krótko, pojawia się lęk, że tę pustkę niczym już nie zapełnię. Choć nauczyłam się ją oswajać trochę innym rodzajem twórczości, np. robieniem zdjęć.
Jakie cechy charakteru przydają Ci się w byciu autorem? A może są jakieś, które szczególnie ci przeszkadzają?
Autor najbardziej potrzebuje dwóch rzeczy. Wytrwałości. Myślę, że ją mam. I równowagi między brakiem narcyzmu a czekaniem pokornym aż ktoś nas odkryje i umniejszaniem sobie. Ciężko mi zawsze być w równowadze.
Czy zdarzyła Ci się jakaś zabawna historia związana z prowadzeniem „Rubikonu”?
Całe mnóstwo, ale jakaś literacka anegdota to mi nie przychodzi szczególnie do głowy. Może kiedyś pomyślę nad takim „sympatycznym” tekstem o klubie.
Masz jakąś dobrą radę dla wszystkich tych, którzy chcą zostać autorami?
Potrzebna właśnie ta wytrwałość i brak oczekiwania na szybkie, wymierne efekty. Nieustanne poszukiwanie czytelników, którzy się pochylą nad dziełem, bardzo różnych i zastanawianie się, czy ich uwagi się nam przydadzą do czegoś. Udzielać się trzeba gdziekolwiek i nie zrażać się hejtem, który teraz niestety jest w każdym zawodzie, w każdym środowisku. Tylko nie zapominać o proporcjach, że więcej czasu na pisanie trzeba mieć, niż udzielanie, bo ostatecznie w pisaniu zostaje tekst. Czytać dużo trzeba. Uważnie żyć i starać się coś przeżyć, bo bez doświadczeń i obserwacji ciężko stworzyć wiarygodne postaci. Skupiać się na detalach, bo wielkie historie powstają z drobinek.
Co teraz czytasz?
Z prozy ostatnio zachwycił mnie zbiór opowiadań „Szafa” Olgi Tokarczuk. Oczywiście to metafory, prawie jak wiersze, ale i tak odebrałam te teksty osobiście, zwłaszcza ostatni :) Również „Dresik” Ewy Jarockiej. Bardzo podoba mi się forma książki Jona McGregora „Nawet psy”, też ostatnio pamiętam o tym. Trzeba przeczytać, by się przekonać. Też pewnie to zasługa tłumacza. Pamiętam o innym tytule z psami, tomie Ewy Jarockiej „Cienie piszących psów”. Super. Teraz czytam dwie rzeczy z prozy: „Miłość zeszłej jesieni i inne opowiadania” Oh Jeonghui. Z dramatu zachwyciły mnie takie malutkie książeczki, znalezione w antykwariacie. Kupiłam je ze względu na formę, ale przeczytam. I teraz czytam Arystofanesa. Z poezją to mam tak, że kilka tomików czytam jednocześnie. Czytam jeden wiersz, biorę inny tomik i następny, wracam do pierwszego itp. Teraz są to: „Genezaret – niebo nad ziemią” Katarzyny Dominik, „Nie” Konrada Góry, „Salsa” Alojza Ihana i „Nie gódź się” Patti Smith. Chcę teraz upolować najnowszy tom Anny Adamowicz. I jeszcze wybieram komiksy dla bratanicy męża na dzień dziecka. Książki też jej kupuję, ale nie sądzę, aby komiksy przeszkodziły innym rodzajom literatury. Dzięki komiksom w dzieciństwie szybko nauczyłam się czytać, poznałam różne sposoby tworzenia narracji, wywołały też one u mnie miłość do sztuk plastycznych. Jednak chciałam od dziecka pisać klasyczne powieści, zamiast graficznych więc kolizji nie widzę. Spodobał mi się komiks „Ernest i Rebeka” i polecam dla dziecka, takiego 7-letniego i starszego. Przy okazji dzieci uczą się przez obserwację. Jeśli rodzice sami nie mają czasu lub chęci czytać to dziecko samo sięgnie po książkę tylko wtedy, jeśli uzna to za akt buntu przeciw zastałym zwyczajom. Jednak zwykle wtedy nie zacznie czytać. Wspaniale jest czytać razem, co pamiętam ze swego dzieciństwa. Czytali mi też jedni i drudzy dziadkowie.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Maj, 2021, przestrzeń wirtualna
autor: Joanna Lewandowska
ostatnia modyfikacja: 2021-06-02
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (0):