Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Munnariyippu. Notatki o niewygodnej wolności.

Bywają filmy osadzające się w pamięci przez lata. Filmy mieniące się wszelkimi kolorami człowieka. Rosnące w lękach i nadziejach długo przed przeniesieniem ich na ekran. Do kategorii tej można wkleić bez chwili wahania indyjski Munnariyippu (2014) w reżyserii cenionego operatora filmowego Venu.

 

Kerala, stan z którego ten film przyszedł, ma długą, wysublimowaną tradycję psychologicznie wyzywającego kina. Z tej tradycji Munnariyippu czerpie z dokładnością i precyzją chirurgicznego skalpela już od pierwszej sceny. I z pewną wyrachowaną bezwzględnością. Bo jak inaczej wyjaśnić świeże truchło jaszczurki pracowite ciągniętej przez kohortę mrówek rzucone w widza bez słowa wyjaśnienia na samym początku seansu? Ale idźmy dalej, takich miejsc dyskomfortu jest w Munnariyippu bowiem znacznie więcej.

 

W centrum Munnariyippu osadzony jest więzień. Jakiś niewygodny jest już jego uśmiech. Na Boga, drapie w gardle od samego patrzenia. Uwiera wszystko niemal wokół tego jegomościa. Spokój, którym emanuje może być kojący. Ale może mieć w sobie coś ze złego dotyku. Wewnętrzna wolność, którą w nim słychać jest uwodzicielska. Olaboga, ugłaskała nawet policjantów i strażników. Ale czy nie ma w sobie czegoś z modliszki, i to takiej po skończonej robocie? Nawet ta jego filozoficzna erudycja jakoś, jednak cuchnie. Może to przez to zdjęcie martwej żony pieczołowicie trzymane w celi? Bóg by jeden wiedział gdyby tylko istniał.

 

Na obrzeżach Munnariyippu pomieszkują inni. A to z lekka naiwna początkująca dziennikarka, której delikatna kreatywność z wolna wyżerana jest przez korporacyjną presję. A to jakiś dzieciak podpytujący o kinowego gwiazdora. A to jakiś znudzony policjant, który bardziej tęskni za emeryturą niż za żoną. Wszyscy są pobieżni, przelotni, zbieżni z tym co zwykłe. Zniewoleni. W sobie i społeczeństwie, w którym żyją. Poza więźniem.

 

Uporczywie mało w tym filmie polityki. Ale czy naprawdę? Bo nawet bez streszczania fabuły nie można oprzeć się wrażeniu, że jego niepokojąca przelotność może być produktem kapitalizmu. Bo tu i ówdzie pojawia się w nim Che, jednak. Bo i gdzieś w dialogach wypowiedziana zostaje błyskotliwa definicja wolności przyjemnie pachnąca Marksem. Bo… cóż, można się tu dogrzebać przerażającej diagnozy izolacji, którą obecny świat produkuje w ilościach hurtowych.

 

A, i dla zainteresowanych. Więzień, filozof i niewinny mędrzec prawdopodobnie kogoś jednak zabił. I wciąż się uśmiecha.

 

 


autor: Bartosz Czarnotta
ostatnia modyfikacja: 2020-10-30




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (0):


komentarze  autor