Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Wyjście z szafy – recenzja książki Ewy Jarockiej „Nie zostawia się dziecka w niebie”

„Nie zostawia się dziecka w niebie” to książka wyjątkowa. Jej główną bohaterką jest dziewczynka. Jej imię poznajemy później, początkowo jawi się czytelnikowi jej postać jak dziewczynka z zapałkami z bajki Andersena, tylko zamiast zapałek ma latarkę. Szybko jednak można się zorientować, że nie będzie to typowa baśń, a opis fragmentu dzieciństwa spędzonego w dysfunkcyjnej rodzinie alkoholików. Ta proza Ewy Jarockiej wyróżnia się na tle innych publikacji poruszających ten temat. Tym bardziej że nie jest to literatura faktu, która, zdawałoby się, najlepiej nadaje się do wiarygodnego przedstawienia tego typu historii. Możemy też obejrzeć różne programy interwencyjne, gdzie odbiorca jest bombardowany wstrząsającymi faktami. Często zapomina się przez to, że uczestnicy tego typu wydarzeń nie są demonami w ludzkiej skórze, że zanim pogrążyli się w nałogu, byli całkiem przeciętnymi ludźmi. Rzadko też oddaje się głos ofierze tragedii, jeśli jest nią dziecko. Były już rozliczne książki będące spowiedzią alkoholików, było też wiele takich pisanych przez dorosłych dzieci alkoholików. Jednak aby zrozumieć coś, czego tak naprawdę do końca pewnie się nie da, trzeba przekazać obraz dziecięcej świadomości, która wtedy chłonęła te wydarzenia. Tutaj jednak nie mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową tej właśnie dziewczynki ani nie mamy wszechwiedzącego narratora. Występuje tu narrator, który zwraca się do bohaterki, zna jej myśli, ale nie jest neutralny, kibicuje poczynaniom dziecka. Ten zabieg pozwala na uchwycenie paradoksalności świata przedstawionego. Mimo koszmaru, który stwarzają dorośli, mimo doświadczeń często przekraczających wytrzymałość nawet dojrzałej osoby, dzieciństwo nawet w tak skrajnych warunkach pozostaje dzieciństwem. Autorka jest też poetką, dzięki czemu język bywa momentami bardzo poetycki, przypomina prozę poetycką, mimo że śledzimy ciąg bardzo prawdopodobnych zdarzeń. Dziewczynka nie mogąc znieść rzeczywistości, ucieka w świat swych fantazji. Stworzyła go sobie, chowając się w szafie. Nie jest to jednak szafa z „Opowieści z Narnii”, dzięki której przenosiło się do całkiem odrębnego świata. Realność cały czas przebija się do świadomości, mimo usilnych starań: „Dziewczynko, skoro uciekłaś, wracaj prędziuchno do swojego świata. Wracaj prędko, gdziekolwiek on jest. Zostaw tu myśli i uczucia, które ci przeszkadzają biec. Tatuś, gdy wróci, na pewno je pozbiera i zaniesie z powrotem do twojego pokoju. Będą jak znalazł, gdy to wszystko się skończy”. 1 Wszyscy bohaterowie tej opowieści stosują wyparcie jako mechanizm obronny. Zarówno dzieci, jak i rodzice, a nawet ludzie mający obowiązek wynikający z zawodu zaradzić problemom tej rodziny, jak policjanci czy ksiądz. Dla niektórych czytelników może być nieco kontrowersyjne podejście do religii chrześcijańskiej, które prezentuje dziecko. Program Anonimowych Alkoholików polega przede wszystkim na przyjęciu wiary w istnienie siły większej od ludzkiej, pomagającej wyrwać się z nałogu. Tutaj opisane jest jednak doświadczenie religijne osoby niedojrzałej, jest ono bardziej konkretne: „Ty przecież modlisz się nawet do Bozi ze swojej rzeczywistości. Tak. Nie ma bowiem Bozi w waszym świecie. Nie ma Bozi urojonej, poruszonej twoim nieszczęściem, płaczącej ludzką krwią, w niebo wstępującej. Nie ma nadziei w innym bycie. Jest tylko twój świat z dobrą Bozią! W szafie. Pamiętasz? Czy może straciłaś nadzieję?”2 Ksiądz opowiada też jej o miłości do rodziców: „Mówi, że Pan Bóg widzi wszystko, także to, czy kochamy i szanujemy swoich rodziców. A może gada tak tylko, bo w tym jego zakonie, z którego pochodzi, karmią go za to czekoladą? Mleczną”. 3 Dziewczynka przyswaja więc wyobrażenie idealnej egzystencji, która nie przystaje w żaden sposób do tej, w której żyje naprawdę. Nikt jednak z dorosłych nie potrafi być wobec niej szczery. Choć widzi sprzeczności, dorośli starają się utrzymać jak najdłużej wyobrażenia, które dziecko według nich powinno posiadać: „Kiedy rodzi się dziecko, nie ma dla niego miejsca: rodzi się, za jakiś czas umrze, nie ma więc sensu powiększać świata o ileś mil i o ileś minut, żeby mogło się zadomowić. A więc wznosi się dla dziecka prowizoryczną konstrukcję, ołtarz na cześć ulotności – permanentny ołtarz na cześć ulotności. Ten ołtarz to jest właśnie Mit. Celem Mitu jest dawanie szczęścia: dzięki niemu dziecko może udawać, że rzeczy ulotne są wieczne. Nieważne, że z biegiem czasu zrozumie ulotność wszystkich rzeczy: dopóki może udawać, że wszystko jest wieczne, dziecko pozostaje szczęśliwe.

Wszystkie dzieci, co do jednego, kładzie się na tym ołtarzu, a udawanie staje się ich religijną powinnością nie ze względu na siebie, lecz ze względu na innych. Kiedy dziecko rośnie i zaczyna rozumieć, dlaczego umieszczono je na ołtarzu, stopniowo odkrywa, że nie jest już szczególnie zainteresowane dalszym udawaniem, a szczęście i nieszczęście to tylko zachodzące w nim nieregularne następstwa i zagęszczenia chwil między narodzinami a śmiercią. Jednak dalej podtrzymuje Mit ze względu na innych, a inni dalej podtrzymują Mit ze względu na dziecko. Im mocniejsze staje się wewnętrzne przekonanie o daremności Mitu, tym mocniejsza jest zewnętrzna spójność i forma Mitu. Staje się on powszechnym poczuciem obowiązku, etyką abstrakcyjnego sąsiedztwa. Jest repetytorium wszystkiego, co się wykonuje, nie wiedzieć czemu; sam Mit obraca się w owo „czemu”. Kiedy raz obejmie tę funkcję wskutek powszechnego nieporozumienia, trwa przy swojej realności z wytrwałością upiora i domaga się kolejnych ofiar. Nie ma znaczenia, jaką formę i system dają mu poszczególne epoki, jeżeli tylko otrzyma jakąś formę i jakiś system, które pozwalają wchłonąć i przetrawić każdy możliwy rodzaj działalności; dorosłe dzieci zaspokajają Mit, prezentując swoje ofiary jako usystematyzowane części usystematyzowanej całości.

Mit może upaść jako całość wiążąca społecznie; jednak za sprawą swojej pamięci o sobie dalej się narzuca jako całość wiążąca estetycznie. Nawet dzisiaj, kiedy społeczny i historyczny upadek Mitu jest czymś powszechnie uznanym, mamy poetów i krytyków o wyostrzonym poczuciu czasu, którzy urządzają pobożne ceremonie w intencji estetycznej witalności Mitu, nawiedzani przez poczucie obowiązku, które nazywają klasycyzmem. A więc przedstawiona wiara w prawdę trwa, my zaś dalej żyjemy. Mit jest sztuką życia. Cenzura, jakiej Platon poddał poetów dla dobra młodych, wynikała ze świadomości, że poezja jest przeciwieństwem prawdy Mitu. Nie sądzę, aby był przeciwny poezji dla starych, ponieważ oni mieli życie w zasadzie już z głowy.

Malarstwo, rzeźba, muzyka, architektura, religia, filozofia, historia i nauka – należą zasadniczo do Mitu. Mają swoją technikę i rozwój, mają tradycję i uniwersalne znaczenie (prawdę); istnieje też poezja Mitu, na zasadzie analogii przerobiona w działalność mitologiczną. Każda mitologiczna działalność gloryfikuje poczucie obowiązku i zmusza człowieka do matematycznego wyolbrzymiania swoich powinności”. 4 Dziewczynka ma wdrukowane, że powinna opiekować się swoją mamą, bratem, czuje się za wszystko odpowiedzialna, wszystkiemu winna. Bardzo dobrze są opisane jej emocje. Z jednej strony nienawiść i złość, a z drugiej olbrzymia potrzeba miłości. Widać wyraźnie paradoks między tym, że rodzice są tu oprawcami, a dziecko ofiarą, ale też to, że wciąż pozostają rodzicami, kimś dla dziecka najważniejszym, mimo wszystko wzorem, centrum świata i głównym odniesieniem. Niewątpliwie jest tu przedstawiona też inicjacja w dojrzałość. Zdecydowanie odbywa się ona za wcześnie, ale jest niezbędna, by przetrwać: „Dla człowieka wierzącego problem śmierci wyraża się inaczej: i dla niego Śmierć jest obrzędem przejścia. Ale większość mieszkańców współczesnego świata utraciła wiarę – dla nich lęk przed Śmiercią jest lękiem przed Nicością. W niniejszym szkicu zajmiemy się wyłącznie nimi, to ich doświadczenie będziemy próbowali zrozumieć i zinterpretować, sytuując się w innym horyzoncie kulturowym. Lęk współczesnego człowieka zdaje się więc wywoływać i podsycać Nicość. Co nie-Europejczyk powiedziałby na temat tej sytuacji metafizycznej? Zrazu zajmijmy miejsce w horyzoncie duchowym człowieka archaicznego, którego niesłusznie określano mianem „prymitywa”. I on zna ów lęk przed Śmiercią; wiąże się on z jego fundamentalnym, decydującym doświadczeniem, które sprawiło, że jest tym, kim jest: człowiekiem dojrzałym, świadomym i odpowiedzialnym; które pomogło mu wyrosnąć ze stanu dzieciństwa i uwolnić się od matki i od wszystkich kompleksów dziecięcych. Odczuwany przez człowieka prymitywnego lęk przed Śmiercią to lęk przed inicjacją. Gdyby można było przełożyć lęk współczesnego człowieka prymitywnego, to ten ostatni powiedziałby nam mniej więcej tak: jest to wielka próba inicjacyjna, wejście do labiryntu lub wyjście na pustkowie nawiedzone przez demony i dusze przodków, a odpowiadające Piekłu, tamtemu światu; to właśnie wielki strach paraliżuje kandydata do inicjacji, gdy pożera go potwór i trafia do ciemności jego brzucha, czy też, gdy czuje, jak jest rozcinany na kawałki i trawiony, aby móc się odrodzić jako człowiek. W tym miejscu przypominają się wszystkie straszliwe próby, z jakich składa się inicjacja młodych ludzi w społeczeństwach archaicznych – próby niezbędne w każdej inicjacji, które jeszcze przetrwały w pewnych misteriach gracko-orientalnej starożytności. Jak wiadomo, młodzieńcy, a nierzadko również dziewczęta, opuszczają domy i w celu dokonania inicjacji przez pewien czas – niekiedy kilka lat – żyją na pustkowiu, to znaczy na tamtym świecie. Inicjacja składa się z tortur, prób, które wieńczy rytuał symbolicznej śmierci i zmartwychwstania. Najbardziej przerażający jest właśnie ów ostatni rytuał, gdyż uważa się, że młodzieniec, który mu się poddaje, zostaje pożarty przez potwora, zakopany żywcem, porzucony dżungli, czyli w Piekłach. Człowiek prymitywny oceniłby nasz lęk, odwołując się do takiej terminologii, rozpatrywałby go jednak w skali zbiorowej: świat współczesny znajduje się w sytuacji człowieka pożeranego przez potwora i miotającego się w mrokach jego brzucha, czy też w sytuacji człowieka zagubionego na pustkowiu lub błądzącego w labiryncie – który także symbolizuje Piekła – i jest przelękniony, ma się bowiem za umarłego lub konającego, a wokół siebie nie widzi żadnego wyjścia z ciemności, nic, tylko Śmierć i Nicość.

Jednakże w oczach człowieka prymitywnego to przerażające doświadczenie lęku jest niezbędne do narodzin nowego człowieka. Nie ma inicjacji bez rytualnej agonii, śmierci i zmartwychwstania. Lęk we współczesnym świecie, oceniany w perspektywie religii prymitywnych, jest oznaką bliskiej, aczkolwiek koniecznej i zbawiennej śmierci, po której nastąpi wszak zmartwychwstanie umożliwiające osiągnięcie nowego sposobu bycia – dojrzałego i odpowiedzialnego.

Ponownie więc odnajdujemy symbolizm Śmierci, z którym zdążyliśmy się zetknąć, interpretując w perspektywie mitologii ludowych pasję historiograficzną. Jednakże ani u ludów prymitywnych, ani w wypadku bardziej rozwiniętych cywilizacji pozaeuropejskich nie spotykamy idei Nicości równoważnej idei Śmierci. Śmierć to oczywisty kres, po którym jednak zaraz następuje nowy początek. Umiera się w jednym sposobie bycia, by móc osiągnąć inny”.5

 

Ta inicjacja dziewczynki w dojrzałość polega na dostrzeżeniu w pełni człowieczeństwa ich rodziców, że nie są oni bóstwami, bez których się nie istnieje, że można być bytem odrębnym od nich i istnieć samodzielnie. Jest to niezwykle bolesne, ale tylko to gwarantuje, że będzie się w pełni dorosłym i być oparciem dla własnego potomstwa. Moim zdaniem, podobnie jak narrator, czytelnik kibicuje dziewczynce w tej walce o siebie, o przetrwanie, choć nie reaguje ona diametralnie inaczej niż inne dzieci z dysfunkcyjnych rodzin. Można ją zrozumieć. Nie ma tu dokładnych opisów fizjologii, mimo że wstrząsające momenty nie są nam oszczędzone. Mamy za to próbę opisu emocji i myśli, które mogą towarzyszyć takim wydarzeniom. Jest to jeszcze bardziej poruszające, nie stwarza bariery ochronnej dla odbiorcy. Wnikamy w świadomość tego dziecka i choć świat jest fikcyjny, wierzymy, że mógłby być realny. Prawdopodobnie podobny dramat rozgrywa się gdzieś za ścianą w naszym bloku. Widzimy też to, że nawet w najkoszmarniejszej rzeczywistości są okruchy szczęścia i miłości: „Czy choć przez chwilę uda ci się być dojrzałą panią Wandą? Czy choć przez chwilę uda się mamie być tym, kim była, zanim wylądowała na brudnej podłodze? Czyli mamunią od trzech posiłków dziennie. Od miłości do Adama. Od tego chudego ciała, którym, gdy ma dobry humor, i tobie daje ochłapy miłości. A ty nie gardzisz żadną jej postacią, przyjmujesz wszystko”.6 Łatwo patrzeć na dzieci z rodzin patologicznych jak na tak okaleczone istoty, że można je spisać na straty. Z drugiej strony nie ma tu usprawiedliwiania i wybielania kogokolwiek. Czytelnik raczej nie polubi rodziców dziecka. Nie oni są tu jednak najważniejsi. Nie ma tu też usprawiedliwiania systemu, który, choć chce, nie bardzo sobie radzi z tego typu problemami. Mimo że dziewczynka czuła się najmniej ważna, możecie, jeśli chcecie, wejść i wyjść razem z nią z szafy.

 

Maja Hypki-Grabowska

przypisy:

1E. Jarocka, Nie zostawia się dziecka w niebie, Gdańsk: Oficynka 2019, s. 36.

2E. Jarocka, Nie zostawia się dziecka w niebie, Gdańsk: Oficynka 2019, s. 73.

3E. Jarocka, Nie zostawia się dziecka w niebie, Gdańsk: Oficynka 2019, s. 27.

4L. (Riding) Jackson, Obroty cudów-utwory wybrane: wiersze i eseje, Wrocław: Biuro Literackie 2012, s. 75-76.

5M. Eliade, Mity, sny i misteria, Warszawa: Wydawnictwo KR 1999, s. 61-62.

6E. Jarocka, Nie zostawia się dziecka w niebie, Gdańsk: Oficynka 2019, s. 14.

 


autor: Maja Hypki-Grabowska
ostatnia modyfikacja: 2019-06-10




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (4):


4. 2019-06-16

Dziękuję za komentarz.


Podpis: (A) Maja Beata Hypki-Grabowska



3. 2019-06-15

Super recenzja.


Podpis: (A) Marcin Kwilosz



2. 2019-06-12

Dziękuję za komentarz :)


Podpis: (A) Maja Beata Hypki-Grabowska



komentarze  autor