Zmiotłem stos gwiazd
zgniotłem ich blask w jednej chwili
odcinając im powietrze z naszych marzeń
stałem się ich fatum krążącym
spełniony w tej destrukcji patrzyłem jak pode mną wzrasta las
coraz starsze pnie powoli opanowuje bluszcz
wyciska soki z ziemi
i z każdą sekundą tli się coś nowego
z pomiędzy liści wypełzają białe cienie
mętne przesłanki przeszłych chwil które zaginęły
gdzieś daleko wśród tych co krążą wokół gaju
krwawe ptaki...
przybyły wreszcie i one
by zaznaczyć miejsce w tej przestrzeni swoim piskliwym krzykiem
tak odmiennym od kruczej muzyki
one to
szponami poczęły drzeć oczy ślepców
otwierać je na ten akt spełnienia się czasoprzestrzeni
pomijający wybranych, dobrych i godnych
oto zbawca upadłszy do stóp ziemi począł błagać
fatum?
oto ja.. znowu trzymam w ręku zegar świata
klepsydrę wypełnioną suchymi łzami tysięcy
tych którzy prze de mną
nie zdołali odnaleźć tego lasu..
gdzie wszystko...
tli się jasnym blaskiem
i w gąszczu słów
utula do snu
by śnić spokojnie
raz jeszcze
zanim wszystko zbudzi szary świt...
autor: Piotr Rybak
ostatnia modyfikacja: 2017-03-02
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (0):