i unoszę się w blasku mojej melancholii
tknięty nocnym chłodem wiatru
w gwiazd splecionych uściskach
pustych bo dłoni w nim Twych nie ma...
znaków promenady szklistych darmo wypatruję
i kwiatów klombów w zmierzchu wzrok mój mętni nie dostrzega
czuć jeno zapach.. duszny pył kwiecisty
ciężko w nozdrza opadający... jakby konał...
krok za krokiem w stronę najczystszego mroku
zsuwam się powoli - ja skazaniec ziemi
z opuszczoną głową pod stopami jaźni gwiazd szukając
błądzę drogą znaną.. umysł mój przeraża...
gdzieś tam w oddali widzę - duch.. bliźniaczy
z tym samym wzrokiem i chłodem dotyku
przekracza rzeki wstąg ludzkich borykań
i skacząc zahacza o ich lustro mętne
a wszystkiemu wtóruje noc- cichy morderca
dni poskromiciel odwieczny i mściwy
my - dzieci piorunów.. świat?
i słucham skrzypiec nut pięknych
w umyśle księżyc i Ty wciąż odległa
dwoje iskrzących istnień wciąż tak daleko...
autor: Piotr Rybak
ostatnia modyfikacja: 2017-02-26
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (0):