Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

„Wspomnienie Czesława Główki” - rozmowa z córką Barbarą Ozgą

19 maja 2016 roku zmarł Czesław Główka, prozaik, autor czterech książek "Rose z pamiętnika Wernera", "Mamo! To ty?", "Łzy pokolenia" i "Przemijanie". Laureat takich nagród jak: Nagroda Literacka Miasta Stalowej Woli „Gałązka Sosny” i „Łabędzie Pióro”.

Marcin Kwilosz: Jak wyglądał proces pisania opowiadań? Pan Czesław dzielił się przemyśleniami w domu czy przedstawiał już gotowy projekt?

Barbara Ozga: Każda z książek powstawała w inny sposób. Tuż po przejściu na emeryturę tato mówił, że napisze wspomnienia dla wnuków, ale nikt nie brał tego na poważnie. Trudno było sobie wyobrazić, że mój tata, człowiek pełen energii, wiecznie w ruchu, intensywnie zajmujący się wnukami nagle usiądzie i zacznie pisać. Wprawdzie zakupił maszynę do pisania i wieczorami coś tam "stukał" ale nie mówił co i o czym pisze.  Potem okazało się , że rzeczywiście "wystukał",  jak sam mówił -  nieudolnie, wspomnienia rodzinne. Kiedy zaczął się dzielić nimi z rodziną okazało się, że wzbudza zainteresowanie.
Wnukowie rośli, zaczęli interesować się komputerami, a dziadek przyglądał się tym nowinkom, podpytywał, próbował, aż wreszcie zdecydował się na zakup komputera, który początkowo miał zastąpić maszynę do pisania, a z czasem stał się źródłem materiałów do książek, łącznikiem ze światem i przygodą.  O tym, że pisze ,"Rose z pamiętnika Wernera" długo nikt nie wiedział. Moja mama ciągle się denerwowała, że siedzi przed komputerem. W końcu napisał swoją pierwszą książkę. Jeździł i szukał  wydawcy, wkładał w to wiele czasu, wysiłku i pieniędzy. Nie wierzył w powodzenie książki i nie szukał sponsorów, sam postanowił sfinansować jej wydanie. Tak było zresztą z każdą pozycją.
A historia  książki "Mamo! To ty?". Ponieważ "Rose..." przeczytali bliżsi i dalsi znajomi trafiła także do rąk członków Stowarzyszenia Dzieci Zamojszczyzny którego tato był członkiem.  Pewnego dnia ojciec otrzymał list od jednej z pań , także należącej do tego stowarzyszenia. List był długi i zawierał prośbę o napisanie książki o niej i wojennych losach jej rodziny. Krótko opisała w liście swoje losy, ale prosiła by do niej przyjechać i wysłuchać jej. Początkowo tato nie miał ochoty, ale mnie i mamę ten list tak poruszył, że uprosiłyśmy tatę, żeby pojechał. Książka powstała, a na jej promocji było bardzo wiele osób. Podczas gdy większość gratulowała jeden z uczestników spotkania zarzucił tacie, że pomysł opowiadania jest dobry, ale zbyt ckliwy i nieprawdopodobny. I w tym momencie wstała pani Janina Skura, kobieta, której losy opisał i oznajmiła wszystkim, że to prawdziwa historia z jej życia. Jej syn, dorosły mężczyzna także obecny na spotkaniu ze łzami w oczach podziękował mojemu ojcu za książkę. Mówił, że nie znał historii matki i zawsze dziwiło go, że w Święto Zmarłych nie idzie na cmentarz tylko pali znicz na kuchennym stole. Było to piękne i bardzo wzruszające spotkanie. Dzięki tej książce Stowarzyszenie Dzieci Zamojszczyzny Ziemi Biłgorajskiej ufundowało Pani Janinie wycieczkę do Niemiec z możliwością odwiedzenia grobów swoich bliskich.
Potem napisał jeszcze dwa opowiadania również z czasów wojny i umieścił je w książce "Łzy pokolenia". Ponieważ choroby i wiek zaczęły dawać o sobie znać przerwał pisanie. Jednak nie na długo. Postanowił, że przepisze pisaną kiedyś na maszynie ,"Kronikę rodzinną" i ta praca pochłonęła Go na długo. Zbierał informację o rodzinie, kompletował systematyzował i napisał ją od nowa. Kronika jest pokaźnych rozmiarów, wydrukował ją w kilku egzemplarzach tylko dla najbliższej rodziny. Stanowi dla nas bardzo cenną pamiątkę.
Ostatnia książka to wspomnienia ludzi i miejsc z dzieciństwa i wczesnej młodości. Napisał ją po spotkaniu autorskim z mieszkańcami wsi Rzeczyce. Pojechał tam na zaproszenie Biblioteki Gminnej. Na spotkanie przyszło wielu młodych ludzi. W rozmowach okazało się, że mój ojciec zna ich rodziców lub dziadków. Byli bardzo ciekawi przeszłości, chcieli się czegoś dowiedzieć o swoich przodkach. Tato obiecał, że spróbuje coś napisać. I tak przeszukując Internet, docierając do żyjących, badając dokumenty, a przede wszystkim penetrując własną pamięć doszło do napisania tej książki. Nie miał odwagi jej wydawać, konsultował się z literatami co do formy, ale w końcu postanowił wydać. W kwietniu jechał do sanatorium i bardzo mu zależało, aby wszystko dopiąć przed wyjazdem. 19.04 przekazał ją w formie elektronicznej do wydawnictwa. Wrócił z sanatorium, a 19.05 zmarł i nie zobaczył już swojej ostatniej książki.
 
Jakie miał zainteresowania, hobby?

- Mój ojciec był człowiekiem wielu pasji i zawsze angażował się na 100%.  W latach 50. jako młody nauczyciel w szkole zawodowej założył i prowadził zespół pieśni i tańca i klub sportowy. Sportowcy – drużyna siatkówki, odnosili nawet sukcesy. Kiedy wyprowadził się do innej miejscowości jego pasją stały się pszczoły. Przez wiele lat prowadził pasiekę, dużo wiedział o pszczołach lubił o nich opowiadać, sam także robił ule. Pasjonował się też fotografią. Kupił bardzo dobry jak na tamte czasy aparat START i robił przeróżne zdjęcia sam je wywołując. Ponieważ był osobą bardzo towarzyską spotykał się ze znajomymi na brydżu lub szachach.  W latach 70., kiedy pracował w szkole podstawowej znów zaangażował się w sport tym razem lekkoatletyka. I tu uczniowie pod jego okiem osiągali znaczące sukcesy w skali województwa. Kiedy został dyrektorem szkoły specjalnej. Jego pasją stała się praca z dziećmi specjalnej troski. Za cel postawił sobie żeby nie czuli się gorsi. Wymyślił i jako pierwszy zorganizował zlot drużyn ,,nieprzetartego szlaku”, który potem co roku organizowała inna szkoła specjalna. Lubił podróżować - na ile pozwalała mu ,"nauczycielska kieszeń". Kiedy gdzieś jechał rzadko zdarzało się aby wracał tą samą drogą.  Był świetnym organizatorem i pomysłodawcą wielu różnych akcji. Organizował "Gminne festiwale piosenki", rozgrywki sportowe, plenery malarskie tp.    
Po przejściu na emeryturę zajął się wnukami, ale w tym także był niepospolity dlatego był lubiany przez wszystkich kolegów swoich wnuków.
Kiedy zajął się pisarstwem zaczął uczęszczać na spotkania literackie w Stalowej Woli i w Rzeszowie. Cyklicznie jeździł do Biłgoraja na spotkania Stowarzyszenia Dzieci Zamojszczyzny Ziemi Biłgorajskiej.  Dużo czytał, interesował się polityką, był też bardzo religijny.

Pan Czesław w swoim życiu przeżył wiele ciężkich chwil. W roku 1943 został wraz z innymi mieszkańcami wsi Rzeczyce zabrany przez hitlerowców i wywieziony do obozu w Zwierzyńcu, przebywał również w innych obozach. Czy wracał do czasów wojny? Rozmawiał w domu na te trudne i bolesne tematy? Odwiedzał te miejsca?

-Tak. Książki, które napisał o tym świadczą. Mój tato nigdy nie był nudny i nie chciał opowiadać jedynie o sobie. Zdarzało się, że opowiadał o czasach wojny, ale zawsze w związku z jakąś sytuacją. np. wycieczką do Zwierzyńca, czy Zamościa.
Najwierniejszą słuchaczką mojego taty była jego najmłodsza siostra, która urodziła się w Niemczech w 1945 r. Kiedy przyjeżdżała do nas na urlop, czy święta godzinami rozmawiała z tatą. Chciała wiedzieć wszystko o rodzinie, wywózce, pobycie w Niemczech. To ona jako pierwsza nakłaniała mojego tatę do napisania wspomnień.  
Często przysłuchiwałam się ich rozmowom, ponieważ tato bardzo ciekawie opowiadał.
Jedna rzecz do dziś mnie zastanawia - nigdy nie słyszałam aby mój ojciec wypowiadał się źle o gospodarzu u którego pracował on i jego rodzice. Czasem miałam wrażenie, że opowiadał o nich jak o rodzinie. Mówił, że pracowali ciężko w gospodarstwie, ale mówił też o godnym traktowaniu, wspominał o starszej pani, ,,babci” która  dawała dzieciom podwieczorek, o tym, że pozwolono jemu i siostrze zostać z rodzicami w jednym gospodarstwie. Pacyfikację transport, obozy przejściowe i głód wspominał ze ściśniętym gardłem. Ale czas spędzony w Wessermunde wspominał dobrze. Po wielu latach, kiedy wnuk pokazał mu jakie możliwości ma komputer i co można zobaczyć na satelitarnych zdjęciach odnalazł gospodarstwo w którym pracował podczas wojny. Okazało się, że niektóre stare budynki stoją nadal. To  skłoniło go do napisania listu to swoich dawnych gospodarzy. Napisał i o dziwo otrzymał odpowiedź. Był to długi list pisany przez syna ówczesnego gospodarza. Opisywał losy rodziny i pisał także o sobie.

Książka "Przemijanie" jest autobiograficzna opowieścią Pana Czesława. Kiedy Pani Tata rozpoczął pisanie tej książki? Jak długo to trwało? Skąd taki pomysł?

 
- Można powiedzieć, że książkę "Przemijanie" pisał najkrócej, a zarazem najdłużej, ponieważ wcześniej powstała ,"Kronika rodzinna" i niektóre fragmenty pochodzą właśnie stamtąd. Natomiast fragmenty dotyczące wsi, zwyczajów, obrzędów itp. są  wyszukane i zapisane tylko w tej książce.


Lubił podróżować? Miał jakieś ulubione miejsca do których wracał?

 
- Mój ojciec uwielbiał podróżować, poznawać nowe miejsca i ludzi. Jednak kiedy był młody i miał więcej sił nie miał finansów, a jak było lepiej z finansami to szwankowało zdrowie. Ale domatorem w kapciach to on nie był. Kiedy byłam w szkole podstawowej i zaczynały się wakacje pakował plecak i na 2 lub 3 tygodnie wyruszaliśmy "w Polskę", czasami we dwoje, czasami ze znajomymi. Nie mieliśmy samochodu więc podróżowaliśmy autobusem, pociągiem lub czym się dało. Początki lat 70., w Polsce to nie obecne czasy, gdzie prawie w każdej rodzinie jest samochód, a w kieszeni telefon do kontaktu z rodziną. Mama, która zostawała w domu nie wiedziała co się z nami dzieje, bo kartki pocztowe przychodziły najczęściej po naszym powrocie. W ten sposób zwiedziliśmy z tatą prawie całą Polskę. Niektóre kraje Europy zwiedzał już na emeryturze. Robiliśmy też sobie weekendowe, krótkie wycieczki po np. po Roztoczu. Lubił wyjazdy do rodziny. Jego jedyny, żyjący brat mieszka w okolicach Poznania i jego także kilkakrotnie odwiedzał.


Podsuwał Pani lektury? Mówił co czytać?


- Ojciec nigdy nie narzucał mi swoich poglądów. Nie robił też tego w stosunku do wnuków, ale myślę, że w jakiś sposób nas kreował na ludzi wrażliwych, ciekawych świata, szanujących poglądy innych.  Dzięki wartościom jakie wyznawał my także zostaliśmy ukształtowani ,"na ludzię". Tato mówił, że poglądów się nie wygłasza tylko prezentuje , nie słowami, a postawą i czynami.
Każdy z nas miał swoje lektury, ale znaliśmy się na tyle, że mogliśmy robić sobie książkowe prezenty. Tato czytał dużo były to głównie książki historyczne. Zakupił sobie wszystkie tomy "Historii Polski". Czytał porównawczo tzn. o danej epoce książki kilku autorów, dzięki temu miał szerszy punkt widzenia. Lubił klasyków powieści historycznej: Kraszewskiego, Sienkiewicza, czytał książki sensacyjne, ale nie fikcyjne tylko osadzone w realiach historycznych, czytał o czasach II wojny światowej, o stalinowskich łagrach, ale także o czasach współczesnych i obecnych politycznych zawirowaniach. Te książki dzielił z wnukami z którymi prezentował podobne poglądy.

Miał jakąś ulubiona książkę do której wracał?


- Nie miał takiej "wyczytanej" książki, ale w jego biblioteczce nie było książek "na pokaz". Często wymieniał się książkami ze znajomymi.

Często organizował spotkania autorskie?

- Często chodził na spotkania autorskie do klubu literackiego przy bibliotece miejskiej. Tam odbywały się spotkania promocyjne różnych autorów także taty.
Miał kilka spotkań po napisaniu pierwszej książki i kilka, kiedy był już autorem trzech. Były to spotkania w szkołach lub GOK-ach. Zawsze ktoś z nas towarzyszył tacie. Zauważyłam, że niezależnie od tego czy słuchaczy było kilkunastu, czy kilkudziesięciu zawsze chętnie go słuchali. Potem zadawano dużo pytań, nawet dzieci ciekawiły wojenne historie dziecka.
Z ostatniego spotkania w swojej rodzinnej wsi Rzeczyce wrócił podekscytowany i z postanowieniem napisania książki właśnie z myślą o jej mieszkańcach.

Kiedy rozmawiałem z Panem Czesławem mówił, że książka "Przemijanie" ma zostać przekazana do muzeum w Warszawie. Może Pani coś więcej powiedzieć na ten temat?


- Tato nawiązywał różne kontakty. Wiem, że utrzymywał kontakt z Panią, która napisała jakąś książkę o pacyfikacji Zamojszczyzny. Ona trafiła do niego właśnie przez to muzeum. Przekazał tam swoje trzy poprzednie książki.


Jak to jest być córką tak wspaniałego człowieka?

 
- To po prostu mój tata. Mimo tęsknoty i smutku, że odszedł mam szczęście, że był, że mogłam z nim być, rozmawiać, radzić się. Spotykaliśmy się codziennie, zawsze mogłam na niego liczyć, zawsze mnie wspierał. Przyjemnie mi, kiedy słyszę o Nim ciepłe słowa, że ludzie mówią o Nim dobrze. Cieszę się, że i ja mam możliwość opowiedzenia o Nim.


Jakiego Tatę Pani zapamięta?


- Wspaniałego ojca i dziadka dla moich synów. Każda chwila z Nim czegoś mnie uczyła. To On nauczył mnie pisać – chodziliśmy po parku i pisaliśmy literki na alejkach, układaliśmy je z kasztanów i żołędzi. Pamiętam, jak ekstremalnie uczył mnie tabliczki mnożenia. Stałam na stołku on zadawał np. 2x4 , a ja miałam szybko odpowiedzieć jeśli dobrze łapał mnie w ramiona, jeśli źle "lądowałam" na ziemi. Pewnie teraz uznano by to za niewychowawcze, ale to była fajna zabawa. Moi rodzice byli pełni empatii, ludzie się do nich garneli, umieli słuchać i nie wywyższali się. Tato kochał dzieci. Przez długi czas pracował z dziećmi specjalnej troski rozumiał ich i chciał dla nich jak najlepszej przyszłości. Jak wspomniałam był wspaniałym dziadkiem dla moich synów. I mimo, że dzieliła ich różnica prawie 60 lat  byli przyjaciółmi ponieważ mój tato do końca był "młody duchem". Zapamiętam jego dowcip, uśmiech i piękne, mądre oczy. Kochał mnie, a miłości się nie zapomina.

 

Dziękuję za rozmowę.

Brandwica, 9.06.2016


autor: Marcin Kwilosz
ostatnia modyfikacja: 2017-12-22




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (1):


1. 2017-01-27

Bardzo się cieszę, że na stronie „Rubikonu” pojawiły się wywiady, zwłaszcza, że te przybliżają sylwetki starszych autorów młodszym czytelnikom strony i przypominają starszym o czasach ich młodości. Bardzo dziękuję za te teksty.


Podpis: (A) Maja Hypki



komentarze  autor