Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Egzorcysta

                                                          Egzorcysta

     Tomasz Znajomski był synem Romana Znajomskiego, znanego działacza związkowego w lubelskich zakładach monopolu spirytusowego w latach dwudziestych XX wieku. Kiedy na przełomie 1930 i 1931 roku także do Polski zza oceanu zaczęły docierać echa Wielkiego Kryzysu, który dotknął Stany Zjednoczone Ameryki; w Lublinie znacznie pogorszyły się warunki pracy. Tomasz pracował jako zecer w ,,Dzienniku lubelskim” i gdyby nie wymierna pomoc ojca, który traktował jego pracę jako wolontariat, przymierałby głodem. W samych zakładach monopolowych także nie działo się zbyt ciekawie, pojawiły się masowe zwolnienia, obniżano pensje, co przy szalejącej inflacji znacznie obniżało standard  życia robotników i ich rodzin. Wiosną 1931 roku Roman Znajomski stanął na czele wielkiego strajku okupacyjnego, do stłumienia którego władze wysłały kompanię Policji Państwowej uzbrojonej w długą broń palną. Jeden kamień rzucony przez prowokatora ulokowanego wśród robotników w stronę Policjantów, rozpętał kanonadę, która pochłonęła jedenaście ofiar śmiertelnych, a wśród nich i przywódcę strajku. Tego wiosennego dnia, w którym Tomasz Znajomski utracił ojca, poprzysiągł sobie, iż zrobi wszystko co w ludzkiej mocy, a doprowadzi winnych tej zbrodni w majestacie prawa przed oblicze sprawiedliwości. W ciągu najbliższego roku interweniował u Wojewody, Komendanta Policji Państwowej, Ministra Sprawiedliwości, Prezydenta, Premiera, Marszałka Sejmu, a nawet samego legendarnego...Komendanta. Na próżno, żadna z tych osób nie potrafiła, bądź nie chciała mu pomóc. Winni zbrodni wciąż byli bezkarni. Znajomski winą za zaistniałe zdarzenie obarczał najbardziej Komendanta Wojewódzkiego Policji Państwowej – inspektora Jakuba Popławskiego. Pewnego jesiennego wieczora 1932 roku Znajomski, po wypiciu dużej ilości wódki w towarzystwie kolegi zmarłego ojca; udał się do niewielkiego domu, właściwie rudery na Rurach Jezuickich, gdzie mieszkała obłąkana czarownica, którą wszyscy nazywali ,,Marią od Uroków”. Tomasz poprosił ją by rzuciła urok na inspektora Jakuba Popławskiego. Wiedźma kazała mu usiąść przy stole na chybotliwym krześle, po czym przyniosła z komory trzy jajka, trzy gwoździe oraz trzy pawie pióra. Poprosiła o jakąś rzecz należącą do Policjanta. Jakub  miał przy sobie tylko stare wydanie lokalnej gazety sprzed dwóch miesięcy, w którym na stronie trzeciej znajdowała się fotografia funkcjonariusza państwowego. Czarownica niestarannie wycięła podobiznę Popławskiego i ułożyła ją dnie kamionkowego garnka, na uprzednio zbitych trzech surowych jajach kurzych, a następnie przymocowała do każdego z gwoździ pawie pióro, gwoździe zaś wbiła końcówkami w wizerunek twarzy Policjanta. Następnie kazała Tomaszowi splunąć trzy razy do kamionkowego garnka. Po kwadransie poleciła Znajomskiemu udać się na rozstaje dróg, za miastem i zakopać naczynie. Tomasz wychodząc z domu czarownicy zostawił u niej na stole banknot dwudziestozłotowy. Zrobił wszystko tak jak nakazała mu wiedźma, po czym wrócił do domu i zasnął. Kiedy obudził się wczesnym rankiem z potwornym kacem, zdawało mu się, że przygoda z czarownicą, to był zły sen. Poszedł do sieni, napił się wody z cebrzyka i sprawdził płaszcz oraz buty, były nie zabłocone, a więc to był tylko sen. Musi mniej pić, a będzie miał mniej tego typu koszmarów. Jakież było jego zdziwienie, kiedy podczas rozmowy z kolegą z pracy dowiedział się tego, o czym huczał już cały Lublin. Komendant Wojewódzki Policji - okaz  zdrowia - ciężko zachorował, całkowicie utracił władzę w kończynach dolnych i górnych, nie mógł mówić, a jego ciało pokryły wrzody i strupy, tak że mięso odchodziło od kości. Najwybitniejsi lekarze nie mogli zdiagnozować schorzenia, byli bezradni. Pacjent straszliwie cierpiał, jego błagalne spojrzenie zdawało się prosić o skrócenie mąk, a nikt z bliskich nie potrafił mu pomóc. Znajomski bardzo się ucieszył. Podśpiewując udał się na grób ojca i opowiedział mu wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin. Gdzieś w oddali widział na pustej nekropolii jakąś odzianą na czarno postać, która mu się przyglądała. Zaczął iść w jej kierunku, ale im bardziej szedł naprzód, tym bardziej stojąca postać się od niego oddalała. Nie potrafił wytłumaczyć tego zjawiska. Zawrócił i poszedł do domu. Jeszcze tego samego wieczoru miał pierwszy napad opętania. Jego ciałem zawładnęła jakaś tajemnicza siła, która zaczęła nim rzucać po wszystkich ścianach w kuchni. Pomimo bolesnych upadków na jego ciele próżno było szukać siniaków, tudzież zranień. Krzyczał przy tym jakieś dziwne zwroty w języku, którego żaden z jego znajomych nie znał. Matka wezwała lekarza, którzy nie potrafił mu pomóc. Następnego dnia stan nawiedzonego lekko się poprawił, by po południu znów się pogorszyć. Znajomski wrócił do rodzimego języka i zaczął strasznie bluźnić przeciwko Świętej Trójcy. Jego głos zmienił się i stał się chrapliwy, a przy tym metaliczny. Budził grozę wśród nielicznych słuchaczy. Weronika Znajomska ze łzami w oczach poszła na miejscową plebanię i poprosiła o pomoc proboszcza Cirzmowicza. Duchowny skontaktował się z najlepszym egzorcystą jakiego znał – księdzem Michałem Rolą, który z demonami walczył już od kilkudziesięciu lat.

                                                 **********

-         Oddaj pokłon Panu Naszemu Jezusowi Chrystusowi – powiedział do Znajomskiego ksiądz Michał Rola.

-         Pluję na niego, pluję na niego, pluję na niego...- trzykrotnie powtórzył straszliwym głosem opętany.

-         Uklęknij przed krucyfiksem istoto grzeszna – polecił duchowny.

-         Nigdy, nie mogę, nie chcę, nie ukorzę się – zaprotestował potępiony.

-         Kim jesteś wysłanniku piekieł, zdradź swoje imię – zapytał cicho Rola.

-         Naprawdę chcesz wiedzieć klecho jakie imię noszę tam, gdzie wszyscy są wolni... – indagował Zły.

-         Powiedz mi kim jesteś, zdradź swoje imię – twardo powtórzył ksiądz i uczynił znak krzyża w powietrzu.

Znajomski opluł go i chciał to uczynić po raz kolejny, ale Rola zakrył mu usta ręką. Momentalnie w prawej dłoni duchownego pojawiły się trzy gwoździe. Zły zmaterializował swoje obelgi.

-         Zaklinam się zły duchu opuść to niewinne ciało, nigdy ta dusza nie będzie twoja – rozkazał Rola.

-         Nudzisz mnie czarny psie – warknął opętany.

-         W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, zły duchu opuść ciało tego niewinnego – nakazał duchowny, po czym pokropił Znajomskiego wodą uświęconą w Wielki Piątek.

-         Nie dręcz mnie – prosił Znajomski.

-         O Panno przeczysta, Dziewico Maryjo pomóż mi oddalić tego Złego od tej niewinnej duszy – prosił Rola.

Znajomski padł na ziemię i zaczął się tarzać jak epileptyk, z jego ust toczyły się płaty białej piany, jak u zwierzęcia bolejącego na wściekliznę.

-De profundis clamavit te domine, de profundis clamavit te domine, de profundis...- powtarzał opętany.

Ksiądz Rola założył Znajomskiemu na szyję różaniec. Jego oczy wywrócił się do góry białkami, z uszu płynęły strużki krwi.

-         Dobrze powiem ci moje imię, jestem ...Walak, władam obszarem piekła, który zwą Walandią, zwyciężyłeś tym razem, ale jeszcze się spotkamy klecho, masz na to moje słowo...

-         Ojcze Nasz któryś jest w niebie...- monotonnie wymawiał każde słowo ksiądz Rola, a po chwili wtórował mu już Znajomski.

Po raz kolejny udało się wypędzić demona. Tomasz Znajomski był bardzo zdziwiony wizytą księdza w domu, strachem i ulgą jaką zobaczył w oczach matki. Nie pamiętał niczego od czasu powrotu z cmentarza. Matka opowiedziała mu całą historię. Ksiądz Rola pozostawił mu na pamiątkę trzy gwoździe, które wyszły z jego ust podczas odprawiania egzorcyzmów. Znajomski zauważył zawieszony na szyi różaniec, obiecał matce że do końca swych dni nie zdejmie go i nie wyprze się relikwii. Znajowski w czasie rozgrywania się opisywanych wydarzeń liczył sobie trzydzieści dwa lata. Był przystojnym brunetem. Po odprawieniu rytuału przez księdza Rolę, jego włosy stały się białe jak mleko. Młody wygląd bardzo kontrastował z kolorem owłosienia, nadawał Znajomskiemu niesamowitego wyrazu. Jeszcze tego samego dnia Tomasz wraz z bańką nafty oraz szpadlem udał się na rozstaje dróg za miastem, gdzie był swego czasu nocą. Wykopał kamionkowy garnek, w jego wnętrzu znalazł wszystkie umieszczone przez czarownicę przedmioty, poza trzema gwoździami. Znajomski spalił zawartość naczynia, a później rozbił garnek na wiele kawałków o rosnącą nieopodal płaczącą wierzbę. Następnego dnia dowiedział się, iż całe miasto żyje wiadomością o cudownym ozdrowieniu komendanta Popławskiego. Wszystkie objawy, których doświadczył ustąpiły, wróciło czucie w członkach, powróciła mowa, a ciało oczyściło się z wrzodów i ran. Chory również nie pamiętał przebiegu kilku ostatnich dni...

                                               **********

     Wydarzenia, których doświadczył Tomasz Znajomski pozostawiły u niego pewną przypadłość, zaczął miewać wizje, począł przepowiadać ludziom przyszłość, a jego przepowiednie zawsze się sprawdzały. Wędrował od miasta do miasta, od wioski do wioski i zatrzymywał się u dobrych ludzi, którzy chcieli go ugościć. Odsłaniał przed ludźmi karty, jakie miał im podarować los. Wkrótce stał się sławnym człowiekiem, gdyby natura obdarzyła go zacięciem komercyjnym, stałby się bardzo zamożnym obywatelem, ale jego bogactwa i zaszczyty nie obchodziły. Postanowił służyć ludziom. Dar swój wykorzystywał w szczytnym celu. Pewnego razu w sierpniu 1938 roku trafił do małego miasteczka – Kurowa, gdzie zatrzymał się u właściciela sklepu kolonialnego, który był jego bardzo dalekim krewnym. Przez całe popołudnie rozmawiał z ludźmi pragnącymi już dzisiaj poznać swoją przyszłość. Na zakończenie dnia do drzwi pomieszczenia, w którym przebywał przyszedł młody chłopiec, bardzo szczupły, wręcz wiotki, o dużej głowie, na cienkiej szyi, o bladym licu i łagodnym, mądrym spojrzeniu.

- Dzień dobry, czy mogę wejść – nieśmiało zapytał przybysz.

-         Proszę, słucham, w czym mogę pomóc – odpowiedział Znajomski.

-         Nazywam się Wojciech Matuzalewski, ale to już pan pewnie wie, skoro jest pan jasnowidzem... i mam czternaście lat – powiedział syn miejscowego zarządcy.

-         Jak się domyślam, chciałbyś poznać swoją przyszłość, a nie za młody jesteś na taką wiedzę, czy rodzice wiedzą, że do mnie przyszedłeś – spytał Znajomski.

-         Nie boję się swojej przyszłości, mogę ją poznać, Bóg czuwa nade mną, nigdy się go nie wyrzeknę, on zawsze będzie nade mną czuwał, a rodzicom nic nie mówiłem, oni by tego nie zrozumieli. Dla Boga nie istnieje czas, ani przestrzeń, dla niego przyszłość jest teraźniejszością, a Pan ma do niej dostęp, proszę ją przede mną odsłonić, bardzo tego pragnę. Całą wiedzę zachowam dla siebie. Zdradzę panu coś o czym nikt nie wie, nawet matka którą kocham nad życie, otóż chciałbym zostać księdzem, ale chciałbym sprawdzić, czy mój wybór jest zgodny z zamiarem boskim, a pan mi w tym pomoże, pan musi mi w tym pomóc...

-         Mówisz jak dorosły, więc może rzeczywiście dorosłeś do tej wiedzy, usiądź przede mną na tym krześle i zamknij oczy.

Chłopiec usiadł w taki sposób jak zalecił Znajomski, który prawą dłoń ułożył na jego czole u nasady nosa, pomiędzy oczami, a częściowo na czole. Przez umysł jasnowidza zaczęły przelatywać wolne fluidy przyszłych wydarzeń, mówił cichym, ale wyraźnym głosem: Wiedzę jak brunatna szarańcza zalewa nasz kraj od Zachodu, od Wschodu skrada się wielki biały niedźwiedź, z jego paszczy toczy się krew, na piersi ma gwiazdę...pięć ramion gwiazda ta nosi. Zimno, bardzo zimno, udasz się tam gdzie jest bardzo zimno i jasno, uważaj na oczy, widzę lasy gdzieś daleko na Wschodzie. Morze łez, stali, ognia i cierpienia... Nosisz mundur, taki ładny, zielony, masz orła bez korony, pędzisz na koniu, kule się ciebie nie imają, widzę złamany krzyż... będziesz sławnym oficerem, widzę nawet generalskie epolety...nie trafisz do seminarium, wiary się wyrzekniesz, matki godnie nie pożegnasz...zajdziesz wysoko, bardzo wysoko, Pan da ci długie życie, staniesz na czele narodu, widzę krew na hałdzie węgla, krew na piasku, widzę tonącego księdza z workiem kamieni przywiązanym do stóp... Kiedy będziesz umierał...ty wrócisz do Boga i On cię przyjmie...jestem już zmęczony... nic już nie widzę, idź już sobie i zapomnij co ci powiedziałem...    

    Mały Wojtek płakał, a łzy zalały mu całą twarz, nie takiej przyszłości się spodziewał. -Pan kłamie, to wszystko to jest nieprawda, ja w nią nie wierzę, pan mnie oszukał, nie chcę pana znać – wykrzyczał chłopiec i wybiegł bardzo wzburzony z pokoju zajmowanego przez Znajomskiego.

                                                   **********

         Minęło kilkadziesiąt lat, a wszystkie słowa wypowiedziane przez Znajomskiego wobec małego Wojtka, znalazły przełożenie w jego dorosłym życiu. Został generałem, ministrem, na krótko prezydentem. Był postacią wielce kontrowersyjną. Zdeklarowany ateista i ideowy komunista. Schorowany trafił do rządowej kliniki, gdzie otoczono go troskliwą opieką. Zdiagnozowano u niego nowotwór, na pewnym etapie leczenia pojawił się udar mózgu, stan był bardzo ciężki. Jeszcze przed utratą świadomości we śnie nawiedził go święty Jan Paweł II i przytulił go do siebie. Rankiem następnego dnia generał dostąpił łaski nawrócenia, wyznał swoje grzechy niczego nie zatajając, przyjął komunię. Pewnego niedzielnego popołudnia, kiedy już jego droga dobiegła końca, we śnie poprzedzającym agonię zobaczył, że znajduje się na wielkiej, pustej plaży. Na piaszczystym brzegu dostrzegł ślady stóp idącego w dali rybaka...bez wahania zaczął po nich kroczyć...

                                                        KONIEC                                


autor: Andrzej Lebiedowicz
ostatnia modyfikacja: 2014-06-04




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (1):


1. 2014-06-04

   Mimo kilku literowek świetne opowiadanie. Temat bardzo na czasie, bowiem wielu ludzi, a nawet środowisk,   potrzebuje egzorcyzmowania. Podobno najlepszymi egzorcystami bywaja księża,  chociaz i świeckich nie brakuje.  W  Polsce mamy najlepszych -  pisała prasa zachodnia.

 

   Nie lubię długich, nudnych opowiadań. "Egzorcysta" mnie skusil i nie żaluję. 


Podpis: Maria MG



komentarze  autor