Klub Literacki RUBIKON
Klub Literacki RUBIKON

Strzyga

                                                           Strzyga

         Budowa obwodnicy Głuszowa odsłoniła niewielki cmentarzyk z XVII wieku. O znalezisku powiadomiono Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Na miejscu bardzo szybko pojawiła się ekipa złożona z archeologów. Jednym z jej członków był Damian Jodłowski, student czwartego roku historii KUL oraz trzeciego roku archeologii UMCS. Młody historyk i archeolog w jednym powoli przygotowywał się do napisania pracy magisterskiej dotyczącej związków Adolfa Hitlera oraz czołowych postaci NSDAP z okultyzmem. Zgromadził pokaźną literaturę na temat tajemniczych towarzystw ,,Thule” oraz ,,Vril”. Zgłębił ciekawy wątek słynnego wizjonera i jasnowidza – Hanussena, który przewidział wielki sukces Hitlera, jego wybór na kanclerza Niemiec, pożar Reichstagu; aczkolwiek jako osoba, która zbyt dużo wiedziała o związkach przywódcy narodu niemieckiego z okultystami w okresie marszu po władzę, został zgładzony wraz z innymi niewygodnymi świadkami w dniu 30 czerwca 1934 roku, podczas tzw. ,,Nocy Długich Noży”. Przed powołaniem Hitlera na urząd kanclerski szarlatan dostarczył mu wykopany w rodzinnej miejscowości przywódcy korzeń mandragory. Utrzymywanie jedności Hitlera i Hanussena wraz z tym talizmanem miało zapewnić kanclerzowi III Rzeszy szczęście i pasmo sukcesów. Rozerwanie tej więzi doprowadzić miało do klęski. Historia pokazała, kto miał rację. Jodłowski pochodził z Władysławowic – niewielkiej miejscowości w okolicach Głuszowa, oddalonej od niego o kilkanaście kilometrów. W ramach letnich praktyk studenckich,  przez cały lipiec dojeżdżał na miejsce, gdzie prowadzone były prace wykopaliskowe. Damian pochodził z miejscowości, która w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku okryła się złą sławą z powodu działalności ,,Wampira z Władysławowic”, który zgwałcił i zamordował w bestialski i perwersyjny sposób cztery kobiety, w tym trzy staruszki. Schwytano go w bardzo ciekawych okolicznościach, po uzyskaniu informacji od miejscowego chłopa na temat dopuszczania się przez młodego człowieka czynów lubieżnych na krowach. Po schwytaniu zwyrodnialca, seria morderstw ustała, a miejscowa ludność odetchnęła ze spokojem. Teren wykopalisk został otoczony specjalną taśmą, podzielono go na sektory, rozdano specjalne narzędzia i przystąpiono do żmudnego procesu usuwania poszczególnych warstw ziemi, dokumentowania, katalogowania, fotografowania. Damian pracował w dwuosobowym zespole wraz z Danką Mietkowską, studentką trzeciego roku archeologii oraz czwartego roku psychologii.  Danusia przygotowywała pracę magisterską na temat mechanizmów manipulacji na podstawie treści antysemickich zawartych w ,,Protokołach mędrców Syjonu”. Podczas prowadzenia wykopalisk pod okiem znanego profesora Borkowskiego można było wieczorami przy ognisku usłyszeć wiele ciekawych opowieści. Profesor był w grupie badawczej, która w 1990 roku uczestniczyła w ekshumacji ciał polskich oficerów zamordowanych w 1940 roku w Katyniu. W trakcie odkopywania zwłok oczom badaczy ukazały się tuż po usunięciu warstw ziemi ciała mężczyzn w zielonych mundurach, którzy sprawiali wrażenie jakby zapadli w sen kilka godzin wcześniej. Brak tlenu i bakterii sprawił, że ich ciała zostały znakomicie zakonserwowane przez glebę, po pięćdziesięciu latach wyglądały tak samo jak w dniu mordu. Po kilkunastu minutach od wykopania stała się rzecz niesamowita. Pod wpływem działania powietrza i bakterii z grupy tlenowców doszło do błyskawicznego rozpadu tkanek miękkich twarzy, które podlegały maceracji. Badaczom z różnych dziedzin towarzyszyło trzech dziennikarzy. Jeden z nich pod naporem wydarzeń powiesił się, drugi rozpił się, a trzeci doznał głębokiego, mistycznego nawrócenia…

***********

         Damian i Danusia pracowali przy jednym z grobowców, w którym pochowano kobietę. Podczas usuwania ziemi stosowali metodę katafalkową. Szkielet zmarłej zostało ułożony plecami do góry, jej głowę odcięto i ułożono pomiędzy kończynami na wysokości podudzi. Ci, którzy dokonywali pochówku, musieli ułożyć na wieku trumny średniej wielkości głaz. Tak bardzo bali się, by zmarła nigdy już nie powstała z grobu. Co ciekawe, na wysokości bioder ujawniono malutki szkielet dziecka, noworodka zapewne. Brzemienna kobieta była strzygą w pojęciu tych, którzy dokonywali pochówku. W dawnych czasach tak właśnie chowano wąpierzy, by nigdy już się nie podźwignęli. Jaka była historia życia tej nieszczęsnej kobiety, jakie były jej ostatnie chwile. Kim byli, ci którzy postąpili z nią  tak okrutnie. Pracujący wraz z ekipą doktor Marek podjął się odtworzenia rysów twarzy tej kobiety. Zastosował metodę Gierasimowa, wyznaczył markery i systematycznie nanosił materiał modelujący na czaszkę. Posłużył się także peruką. Po kilku dniach głowa strzygi zaczęła przypominać ludzką twarz… bardzo piękną twarz. Antropolog – docent Wierzejski badając zęby i inne fragmenty tkanki kostnej ocenił wiek zmarłej na mieszczący się w przedziale od dwudziestu pięciu do dwudziestu siedmiu lat. Zgon NN nastąpił w drugiej połowie siedemnastego wieku. Pytania, które postawił sobie Jodłowski nurtowały go przez kilka najbliższych dni. W pierwszych latach studiów bardzo interesował się szamanizmem. Wiedział, iż dawni szamani sprzed tysięcy lat zażywali grzyby halucynogenne, by ich dusze mogły opuszczać ciało i odbywać podróże ponad czasem i przestrzenią do krainy zmarłych. Pewnego piątkowego popołudnia nie pytając nikogo o zgodę wziął zrekonstruowaną głowę NN strzygi i udał się do domu. Wieczorem zamknął się w swoim pokoju, kiedy wszyscy już spali zażył zasuszone grzyby halucynogenne pod postacią łysiczki lancetowatej, zawierającej psylocybinę, a nadto trzy tabletki środka uspokajającego – relanium. Długo spoglądał na twarz wampirzycy, po czym położył się na łóżku i zasnął, czuł że znajduje się na łodzi przy brzegu wielkiego jeziora. Łódka odpływała na sam środek zbiornika wodnego…Jego serce biło coraz bardziej leniwie…Oddech był coraz bardziej płytki…         

                             **********

         Damianowi zdawało się, iż jest wiatrem który pędzi gdzieś daleko i wysoko … Znalazł się nad głuszowskiem zamkiem w siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej. Powoli opadał, mógł widzieć wszystko, mógł słyszeć wszystko, samemu będąc niezauważonym. Znalazł się w mrocznej komnacie zamkowej, gdzie odbywał się sąd nad czarownicą Anną Koziegłowską. Sędzia zarzucał jej czarnoksięstwo, sprowadzenie ostatniej fali zarazy, praktyki niecne z famulusami. Wszystkie pytania i odpowiedzi podsądnej były skrupulatnie zapisywane przez skrybę. Jako, że uważano, iż siła czarownic tkwi w ich włosach, Koziegłowskiej  ogolono głowę, rozebrano ją do naga i dano jako ubiór zgrzebny wór. Podsądna  początkowo nie przyznawała się do stawianych jej zarzutów. Na wstępie okazano jej tylko narzędzia tortur, a wobec nieugiętej postawy przystąpiono od słów do czynów. Podwieszanie za wykręcone do tyłu nadgarstki pod powałą, przypiekanie rozpalonym żelazem, obkładanie stosem kamieni, czy też miażdżenie kciuków, podziałały mobilizująco na sumienie podsądnej, wyznała swoje grzechy. Czekał ją już tylko stos, jej los był przesądzony. Indagowana o wspólniczki, fałszywie pomówiła Zofię Zajączkowską, mieszczkę która dwa lata wcześniej wyszła za mąż za jej ukochanego – piwowara Wojciecha Zajączkowskiego. Zofia miała wraz z nią brać udział w sabatach, zaś dziecko którego się spodziewała lada moment nie było jej męża, tylko Belzebuba. Straże udały się niezwłocznie do domu piwowara celem aresztowania wspólniczki Koziegłowskiej. Brzemienna kobieta usłyszawszy jeszcze w swoim domu zarzuty jakie jej postawiono, omdlała, doznała ataku katalepsji, praca jej serca oraz oddech uległy znacznemu spowolnieniu.  Cyrulik stwierdził zgon. Pogrzeb wyznaczono na dzień następny. Podczas ceremonii pochówku na cmentarzu żałobnicy usłyszeli stukanie w ściany trumny. W wielkiej trwodze zdjęto jej wieko, Zofię zatłuczono kłonicą, jej głowę odcięto i umieszczono pomiędzy nogami, na wysokości łydek, zaś ją samą odwrócono plecami do góry. Na wieku trumny umieszczono głaz, co by w trumnie się nie ocknęła i ludzi nie prześladowała…

                            **********

         Rankiem rodzice Damiana nie mogli wejść do jego pokoju, pukali, stukali, ale nie mogli nie doprosić otwarcia drzwi. W okolicach południa wyważyli je i weszli do środka pomieszczenia. Ciało ich jedynego syna leżało bez życia. Lekarz wezwany wraz z zespołem reanimacyjnym pogotowia ratunkowego nie miał dobrych wieści dla Jodłowskich, nie udało mu się przywrócić akcji serca i oddechu, nie wystawił karty zgonu, tylko kartę informacyjną i powiadomił Policję o zajściu. Prokurator zabezpieczył ciało młodego człowieka pod kontem autopsji, którą w poniedziałek miał przeprowadzić anatomopatolog. Sobotniego popołudnia ciało Damiana trafiło do lodówki prosektorium szpitala rejonowego w Głuszowie. Nocą z soboty na niedzielę zainicjowane psylocybiną i relanium objawy katalepsji ustąpiły. Powoli wracała mu świadomość, było mu bardzo zimno, nie mógł się ruszyć, udało mu się rozsunąć suwak czarnego worka, powoli zaczynało mu brakować tlenu. Wpadł w panikę, wiedział już gdzie jest, zaczął krzyczeć i walić pięściami o ścianki chłodni… Na próżno. Stróż spał w swojej kanciapie snem sprawiedliwego…

                                      KONIEC       


autor: Andrzej Lebiedowicz
ostatnia modyfikacja: 2014-05-09




Ta praca należy do kategorii:




Średnia ocena pracy to:
Ilość głosów: 0

Zaloguj się aby mieć możliwość oceniania prac.



Komentarze (0):


komentarze  autor