Wiersz na jesień życia
Co Jan mówi, sąsiedzie,
nam już nie wypada
marzyć o tym, no wie pan,
właśnie,
o tych sprawach,
o miłości, uczuciach,
szczęściu, bliskich związkach...
Prędzej o chorobach, dzieciach
obowiązkach
My już za poważni
na figle i psoty,
do różańca prędzej,
niż jakiej roboty,
tym bardziej do flirtu,
nie dla nas, mój drogi.
diabeł jaki kusi
i popęd złowrogi ...
Niezły psotnik z Jana!
Na tańce byś poszedł...
No cóż, proszę ja cię…
Swoją drogą, chociaż...
Niech pomyślę, Janie...
Tylko problem jeden,
kto z kotem zostanie,
kto z papugiem Wową,
Kto podleje róże,
gdy pójdę za tobą,
po drodze nie stchórzę?
Tu jawi sie klopot...
Sam widzisz, sąsiedzie,
życia puenta smutna,
im bardziej prawdziwa,
tym bardziej okrutna,
gdy zrywy spóźnione,
nie ma wpływu na nie,
prócz finału wspólnego,
marzeń umieranie…
autor: Maria Mickiewicz-Gawędzka
ostatnia modyfikacja: 2020-08-30
Ta praca należy do kategorii:
Komentarze (2):
Kochany "tebar", a kim że Ty jesteś?
Dlaczego pod nickiem?
Dzięki, dzięki...
Nawet nie wiem, komu z radości
rzucić sie na szyję,
więc tylko dziiękuję
Ładne, z humorem - wydaj to Marysiu całemuświatu do poczytania. Świetnie piszesz!